Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
2025-06-25 06:00
publikacja
2025-06-25 06:00
Polska pilnie potrzebuje strategii rozwoju innowacji, tymczasem w systemie ich wsparcia coś się zacięło - alarmują Paweł Przewięźlikowski z Ryvu i Grzegorz Brona z Creotechu. I sugerują recepty.


PB: W Polsce w ostatnich latach ewidentnie ujawniła się ambicja społeczna, byśmy tworzyli rzeczy wielkie, z których będziemy dumni: infrastrukturę, ale też innowacje i technologie. Jak nam z tym idzie i czego nam brakuje?
Grzegorz Brona, prezes Creotechu Instruments: Podstaw. Żeby tworzyć nowoczesną gospodarkę i nowoczesne rozwiązania, trzeba najpierw jasno zdefiniować, co chcemy stworzyć. Brakuje nam polityki przemysłowej i innowacyjnej, określenia na poziomie strategicznym, gdzie chcemy być za 5, 10 i 15 lat. A tak jest choćby we Francji, gdzie cele wyznacza ministerstwo gospodarki, finansów i niezależności technologicznej. Nie da się stworzyć skutecznego systemu wsparcia rozwoju i ekosystemu współpracujących firm, jeśli nie wiemy, do czego dążymy i co chcemy osiągnąć.
A do czego mamy dążyć?
Paweł Przewięźlikowski, prezes Ryvu Therapeutics: Ta wizja stopniowo wykuwa się od 30 lat. Kiedy zaczynałem karierę zawodową, wyzwaniem było, żeby nie oddać całego polskiego rynku, np. w zakresie oprogramowania, zachodnim koncernom. Tacy ludzie jak prof. Janusz Filipiak mieli tę wizję, wiedzieli, że przecież my w Polsce też potrafimy zbudować oprogramowanie, sprzedać je najpierw w kraju, zbudować masę krytyczną, a potem wyjść za granicę i nawet przejmować zachodnich konkurentów. W ostatnich latach takie myślenie pokazują liderzy polskiej gospodarki, jak CD Projekt, InPost, Nowy Styl, Selena czy Elemental Holding. Nie jesteśmy przecież w niczym gorsi od Hiszpanów, Francuzów czy Niemców. Nasza gospodarka potrzebuje silnych krajowych przedsiębiorstw, które potrafią opracowywać innowacje i które stać na ekspansję.
To czego brakuje?
GB: Wizję po stronie przedsiębiorców mamy, brakuje jej po drugiej stronie. O innowacjach mówi się dużo, również na poziomie rządowym, ale w kontaktach z administracją napotykamy na - nazwijmy to - niechęć do słuchania czy niezrozumienie. I wynika to wprost z tego, że nie mamy odpowiednich dokumentów, strategii, nie ma się do czego odwołać, by wytłumaczyć, jak nasza działalność wpisuje się w cele, do których osiągnięcia powinna dążyć Polska.
To ciekawe, że mówią panowie w pierwszej kolejności o braku strategii, a nie o braku pieniędzy.
GB: Według mnie tych pieniędzy jest mnóstwo, szczególnie teraz, w tej i następnej perspektywie unijnej. Problem polega na tym, że nie ma decyzji strategicznych, w jakim kierunku te pieniądze powinny płynąć. Istniejące programy są horyzontalne, trafiają do wszystkich możliwych chętnych bez koncentrowania się na konkretnych celach. A przecież powinniśmy wiedzieć, do czego chcemy jako kraj dążyć. Jakie technologie chcemy opracować do 2035 r.? Co warto stworzyć, żeby być konkurencyjnym na rynku globalnym? Polscy specjaliści mają dokonania w konkretnych dziedzinach, potrafią w nich przegonić światową, a przynajmniej europejską czołówkę. Pieniądze jednak rozsypywane są na rynku po równo z nadzieją, że coś z tego wyrośnie.
PP: W jednym z ostatnich konkursów PARP połowa dostępnych pieniędzy została na stole – nie zostały w ogóle alokowane. I to jest szczególnie frustrujące. Pieniędzy na wsparcie innowacji naprawdę nie brakuje, ale jesteśmy teraz w momencie, gdy państwo dużej części z nich nie potrafi zainwestować z powodu złych kryteriów konkursów, więc będzie trzeba te pieniądze Unii zwracać. A reszta jest rozdawana chaotycznie.
(…)
Nie obawiają się panowie, że jak będziemy mieli innowacje planowe, to państwo po prostu zaplanuje źle? I pieniądze trafią w ślepe zaułki?
GB: Nie chodzi o to, by kilku urzędników zamknęło się w pokoju bez okien i myślało nad strategią, którą później ogłoszą światu. Naprawdę jest na czym budować. Od 2018 r. PARP tworzyła z przedsiębiorcami mapy rozwoju technologii w różnych branżach, merytoryczna praca została wykonana. Tylko co z tego, skoro te studia stały się tzw. półkownikami?
PP: Państwo nie powinno wskazywać palcem, w co inwestować, ale powinno wskazywać szerokie nurty i dbać o finansowanie wertykalne, nie horyzontalne. Wchodzimy jako Polska w technologie kosmiczne? Dobrze, to w takim razie co ma być naszą specjalnością - rakiety, satelity? Potrzebujemy też w decydujących o innowacjach instytucjach ludzi o mentalności start-upowej, przedsiębiorczej, rozumiejących technologie i skłonnych do ryzyka.
A może państwo po prostu nie jest dobrym źródłem pieniędzy na innowacyjne, ryzykowne projekty? Biurokracja ze swojej natury wszystko biurokratyzuje, a państwo nie inkasuje premii za ryzyko. Jak da dotację i firma odniesie sukces, to zarobią jej akcjonariusze, nie państwo.
GB: To trzeba się zdecydować, czy w ogóle warto finansować z publicznych pieniędzy innowacje, czy tylko twardą infrastrukturę, drogi, kolej itp. Tyle, że państwo ma oczywisty zysk z tego ryzyka. Kilka lat temu moja firma dostała grant na niespełna 10 mln EUR na projekt mikrosatelitów. Stworzyliśmy produkt i w tej chwili mamy na niego zamówienia, których wartość przekracza 160 mln EUR. Samych podatków zapłacimy więcej, niż wyniósł ten grant, a przecież po drodze zatrudniliśmy jeszcze ponad 100 dodatkowych osób, które są specjalistami od technologii kosmicznych.
PP: Największymi akcjonariuszami Ryvu są za pośrednictwem OFE polscy emeryci. Fundusze emerytalne pierwszy raz kupowały nasze akcje w 2014 r. po 10 zł. Teraz, uwzględniając wydzieloną siostrzaną spółkę Selvita, są one warte siedmiokrotnie więcej i jest perspektywa zysku z komercjalizacji naszych projektów lekowych. Ja już nie mówię o podatkach pośrednich, o setkach zatrudnionych, o składkach na ZUS. Jeden innowacyjny sukces zarejestrowanej w kraju spółki to są dla państwa olbrzymie pieniądze - BioNTech, który opracował jedną ze szczepionek na COVID-19, po pandemii wpłacił do niemieckiego budżetu 2 mld EUR.
(…)
Lata mijają i nic się w polskich innowacjach nie poprawia?
GB: Oczywiście, że notujemy w Polsce stały progres. W 2012 r. nasza branża kosmiczna praktycznie nie istniała, teraz mamy własną technologię satelitów i małych rakiet. Creotech był pierwszą firmą kosmiczną w kraju, teraz mamy ich kilkadziesiąt. To nie jest tak, że nic się w Polsce nie udaje i nie uda. Natomiast innowacje to jest wyścig, nie można na chwilę przystanąć, bo inaczej ktoś nas za chwilę wyprzedzi w tych z trudem wypracowanych specjalizacjach.
PP: Mamy w Polsce innowacyjne firmy i mamy tysiące wykształconych osób, które na przestrzeni ostatniej dekady z hakiem rozpoczęły karierę i mają doświadczenie w zaawansowanych technologicznie branżach. Czy ci ludzie będą chcieli zakładać swoje firmy w Polsce, czy jednak przenieść się tam, gdzie wsparcie jest lepsze? W ostatnich latach innowacjom w Polsce włożono kij w szprychy. Ten rower jeszcze jakoś jedzie do przodu, ale jeśli nic się nie zmieni, wkrótce może się przewrócić.