"Mama zachorowała na raka i usłyszała, że nie nadaje się do operacji". Dorota: zaczęłam działać intuicyjnie

4 godziny temu 41

W Polsce prehabilitacja dopiero raczkuje, ale już przynosi fenomenalne efekty, pani jest pomysłodawczynią wdrożenia tej metody w kardiochirurgii w Krakowie. Skąd w ogóle wziął się pomysł? Czy to była inicjatywa oddolna, czy raczej wynik systemowych działań?

To był pomysł bardzo osobisty. Jakieś 10 lat temu moja mama przeszła operację torakochirurgiczną z powodu raka płuca. Była w złym stanie przed zabiegiem i usłyszałam, że nie nadaje się do operacji. Nie wiedząc jeszcze wtedy, czym dokładnie jest prehabilitacja, zaczęłam ją przygotowywać intuicyjnie — dietetycznie, fizycznie, psychicznie. I okazało się, że świetnie zniosła zabieg. To był dla mnie sygnał, że to działa.

To był ten moment, w którym zaczęła się pani interesować prehabilitacją?

Nie do końca, to było kilka lat później, kiedy zostałam zastępczynią ordynatora krakowskiej kardiochirurgii. Zaczęłam rozmawiać z koleżanką o tym, jak poprawić jakość wyniki leczenia po operacji, i wtedy padło zdanie, które wszystko zmieniło: "To wszystko trzeba zacząć wcześniej, jeszcze przed zabiegiem". Później trafiłam na pojęcie prehabilitacji i pomyślałam: "Spróbujmy". Zwłaszcza że po pandemii kolejki do operacji były dłuższe, więc mieliśmy trochę więcej czasu, by przygotować pacjentów. Chciałam zobaczyć, co się stanie, jeśli zaczniemy z nimi rozmawiać, badać ich, przygotowywać.

Czym właściwie jest prehabilitacja i w jakich przypadkach ma największe znaczenie?

To forma profilaktyki powikłań pooperacyjnych. Mówimy tu głównie o przygotowaniu pacjenta do dużych, złożonych operacji, np. operacji kardiochirurgicznych, które są obarczone ryzykiem powikłań, a nawet śmierci. Zakładamy, że okres przedoperacyjny można wykorzystać na optymalne przygotowanie pacjenta — fizyczne, dietetyczne i psychiczne — tak, by operacja przebiegła sprawniej, żeby rekonwalescencja była krótsza, a powrót pacjenta do formy szybszy.

Czyli prehabilitacja ma spowodować, że pacjent przejdzie w miarę bezboleśnie okres pooperacyjny i wróci do pełni zdrowia w stosunkowo szybkim czasie?

Tak, ale często mamy do czynienia z chorobami spoza głównego obszaru leczenia operacyjnego, ale one mają ogromny wpływ na to, jak pacjent poradzi sobie po zabiegu. Dlatego tak ważne jest, by patrzeć na pacjenta całościowo, a nie tylko przez pryzmat jednej diagnozy. Prehabilitacja to także moment, w którym pacjent staje się aktywnym uczestnikiem leczenia. Od jego zaangażowania — czy będzie ćwiczył, stosował się do zaleceń dietetycznych, wykonywał badania — zależy bardzo wiele. Pacjent przestaje być biernym odbiorcą terapii, osobą, która mówi: "Ja się położę, a wy się mną zajmijcie", staje się jej aktywnym uczestnikiem.

A jak jest za granicą?

W Polsce działamy często nie tyle poza systemem, ile wbrew niemu — bez realnego wsparcia instytucjonalnego. Wszystkie poradnie prehabilitacyjne w naszym kraju powstały jako oddolna inicjatywa zespołu medycznego. W krajach takich jak Kanada czy Wielka Brytania proces ten jest już znacznie bardziej zaawansowany. W Wielkiej Brytanii od ponad dekady mówi się o potrzebie instytucjonalizacji prehabilitacji, a w tym roku mają zostać jasno określone jej kluczowe elementy. Wśród nich: wsparcie psychiczne, dietetyczne, fizjoterapeutyczne, optymalizacja leczenia chorób przewlekłych oraz rezygnacja z nałogów.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Jak wygląda kwalifikacja pacjentów do prehabilitacji w kardiochirurgii?

W kardiochirurgii sytuacja jest dość klarowna — łatwo wyłapać pacjentów, którzy mogą skorzystać z prehabilitacji. Proces wygląda tak: pacjent trafia na tzw. Heart Team, czyli zespół sercowy — to standardowa procedura w każdym ośrodku kardiochirurgicznym. Trzech specjalistów — kardiochirurg, kardiolog inwazyjny i kardiolog-specjalista diagnostyki obrazowej — analizuje dokumentację i wyniki badań. Na tej podstawie zapada decyzja o kwalifikacji do operacji.

Wielu pacjentów wstydzi się zadawać pytania o to, jak będzie wyglądała operacja. Jedni myślą: "To banalne, lekarz mnie wyśmieje", inni nie wiedzą, o co pytać, więc szukają przypadkowych porad w Internecie. Prehabilitacja to jest także czas na rozwianie wszelkich wątpliwości u pacjenta, zaopiekowanie się nim?

Tak, pacjent przyjeżdża do poradni jeszcze przed hospitalizacją. Prosimy, by towarzyszył mu ktoś bliski — osoba, która będzie go wspierać po operacji. W trakcie wizyty jest czas na wyjaśnienie wszystkich wątpliwości związanych z operacją i okresem pooperacyjnym. Staramy się, by ten pierwszy kontakt był jak najbardziej wspierający i rozwiewał wątpliwości.

Czego pacjent dowiaduje się podczas tych trzech kluczowych wizyt przed operacją?

Każdy pacjent, zanim trafi na stół operacyjny, w poradni prehabilitacyjnej przechodzi przez trzy podstawowe gabinety. Jednym z nich jest gabinet psychologa, który ocenia stan psychiczny pacjenta, poziom lęku, depresji, obecność uzależnień oraz wsparcie ze strony rodziny. Bardzo często taka wizyta kończy się interwencją terapeutyczną, a czasem również włączeniem leków, by obniżyć poziom lęku. Psycholog poświęca dużo czasu nie tylko pacjentowi, ale i jego bliskim.

Drugim ważnym punktem jest gabinet fizjoterapeutyczny. Tam fizjoterapeuci przeprowadzają ocenę funkcjonalną pacjenta — za pomocą testów i ustrukturyzowanego badania. Udzielają też instruktażu przedoperacyjnego: jak się przygotować, jakie ćwiczenia są bezpieczne, co robić po operacji, jak się poruszać, by nie doszło np. do rozejścia się rany mostka. Pacjenci kardiochirurgiczni są pacjentami wysokiego ryzyka, działamy więc ostrożnie i indywidualnie, unikając intensywnych ćwiczeń, ale wdrażając bezpieczne i skuteczne metody, jak np. ćwiczenia oddechowe.

Trzecim elementem jest ocena lekarska, przez zespół złożony z kardiologa, kardiochirurga i anestezjologa, a w razie potrzeby — skierowanie do innych poradni. Pacjenci z niewyrównaną cukrzycą czy zespołem metabolicznym trafiają do poradni chorób metabolicznych, gdzie mają zapewnione szybkie terminy wizyt. Z kolei osoby z problemami pulmonologicznymi kierowane są do poradni chorób płuc.

Wszystko odbywa się "za jednym zamachem"?

Każdy pacjent spędza z nami około godziny, czasem półtorej — tyle potrzeba, by bezpiecznie przejść przez wszystkie obowiązkowe gabinety. Dodatkowo część chorych ma zlecane badania — RTG, badania czynnościowe płuc czy laboratoryjne — które wykonujemy tego samego dnia. Współpracujemy też z innymi poradniami (np. pulmonologiczną, zaburzeń metabolicznych), które przyjmują naszych pacjentów szybką ścieżką, jeśli potrzebna jest dodatkowa konsultacja.

Po konsultacjach pacjent wraca do domu z konkretną wiedzą, ale i wskazówkami, jak przygotować się do operacji. To wtedy zaczyna się proces intensywnej prehabilitacji?

Tak, powodzenie prehabilitacji zależy nie tylko od samej wizyty w poradni, ale również od dalszego zaangażowania pacjenta. Każdy pacjent wychodzi od nas z konkretną wiedzą, ale też z teczką materiałów informacyjnych — prostych, konkretnych, zawierających listę rzeczy do zabrania, wskazówki dietetyczne i przygotowawcze. Otrzymuje też specjalną książeczkę przygotowaną przez fizjoterapeutów, z ćwiczeniami i instrukcjami dotyczącymi rehabilitacji okołooperacyjnej. Od pół roku wprowadziliśmy też nową praktykę — pacjent już na etapie wizyty w poradni dostaje formularz świadomej zgody na operację. To jeszcze nie dokument do podpisu, raczej robocza wersja, ale dzięki temu ma czas, by spokojnie się z nim zapoznać i wrócić z pytaniami, jeśli coś budzi jego wątpliwości.

Zdarza się, że po ocenie pacjenta zmieniacie kwalifikację do zabiegu?

Tak, zdarza się, że po zespołowej konsultacji zmieniamy kwalifikację pacjenta do zabiegu, jeśli ryzyko operacji przewyższa potencjalne korzyści. W takich przypadkach ponownie przedstawiamy pacjenta na zespole sercowym i kierujemy go na mniej inwazyjne procedury, np. interwencyjne lub hybrydowe.

Czy od razu udało się stworzyć model, który działa do dziś?

Od początku zależało mi, żeby poradnia miała konkretną strukturę — i tak powstały trzy gabinety, które pacjent obligatoryjnie odwiedza podczas wizyty. Oczywiście z czasem ten model trochę ewoluował, ale trzon pozostał. Dużo rozmawiałam z fizjoterapeutami — oni od razu widzieli sens takiego przygotowania. Psycholodzy sami się zgłosili, bo dostrzegali, jak wiele problemów psychicznych pojawia się po operacjach i jak wiele z nich można by było wyprzedzić. Udało się nam pozyskać do współpracy pulmonologa i diabetologa. Od października do zespołu dołączą też pielęgniarka i dietetyczka.

Czyli to była odpowiedź na realne potrzeby pacjentów?

Tak, to wszystko wynikało z potrzeby poprawy jakości leczenia i z poczucia, że pacjenci często nie wiedzą, na co się piszą. I bardzo szybko zobaczyliśmy efekty. Już po trzech miesiącach było widać ogromną różnicę — nie tyle w profilu pacjenta, bo to wciąż osoby starsze, schorowane, ale w ich przygotowaniu. Ci pacjenci są bardziej świadomi, lepiej współpracują, wiedzą, co ich czeka.

Jakie konkretne efekty przynosi wczesna rehabilitacja i przygotowanie pacjenta przed operacją kardiochirurgiczną? Czy da się jakoś zmierzyć wyniki takich działań?

Część efektów trudno zmierzyć, ale są bardzo widoczne. Fizjoterapeuci mówią wprost: "Widać, który pacjent ćwiczył, a który nie". Ten, który ćwiczył, ma już "wdrukowane" pewne schematy postępowania, działa niemal automatycznie. Pacjenci rzucają palenie nie dlatego, że ktoś im kazał, ale dlatego, że rozumieją, jak to wpływa na ich zdrowie — i że od tego zależy powodzenie operacji. Zaczynają się ruszać, pływać, chudnąć. To już nie tylko przygotowanie do zabiegu, ale inwestycja w lepsze życie po nim.

Widoczna różnica to także znaczący spadek liczby powikłań płucnych, które zawsze były naszą największą zmorą. Bo paradoksalnie po zabiegach kardiochirurgicznych najwięcej problemów sprawiają powikłania płucne, przede wszystkim zapalenie płuc i niewydolność oddechowa. To efekt naruszenia ciągłości klatki piersiowej, długiego znieczulenia i intubacji. Spadek liczby powikłań płucnych oraz infekcyjnych udało się nam potwierdzić w analizach statystycznych, mamy już opublikowanych kilka prac naukowych poświęconych efektom działania prehabilitacji w kardiochirurgii.

To forma profilaktyki wtórnej? Bo coś już się wydarzyło, co doprowadziło do operacji, ale pacjent dostaje szansę na poprawę jakości życia, staje się aktywnym uczestnikiem procesu leczenia? Taki pacjent jest "łatwiejszy w obsłudze"?

Otóż to. Operujemy pacjentów naprawdę wysokiego ryzyka, ale jeśli pacjent wie, z czym się mierzy, zna realne ryzyko i świadomie wyraża zgodę, to zupełnie inaczej wygląda współpraca. Tak samo rodzina — jeśli uczestniczy w tym procesie, łatwiej jej zrozumieć, że mimo naszych starań, nie na wszystko mamy wpływ.

A co, jeśli pacjent nie chce się operować?

To się zdarza, chociaż na szczęście bardzo rzadko. Wtedy mówię: "Porozmawiajmy. My przejrzymy dokumentację, wyjaśnimy, dlaczego naszym zdaniem operacja jest konieczna. Pan powie, dlaczego się pan boi. Jeśli nadal będzie pan na "nie" — uszanujemy to". To podejście daje pacjentowi przestrzeń i poczucie, że ma wpływ na swoje zdrowie.

Przeczytaj źródło