Dolar najtańszy od lat. USA robią wiele, by go osłabić [OPINIA]

1 tydzień temu 12
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.

Początek tekstu będzie dość niepoważny. Rozpoczynają się wakacje, a wraz z nimi pytania: kiedy wymienić złote na waluty? Ja zawsze odpowiadam podobnie: "Ile chcesz wymienić? Jeśli milion dolarów/euro, to możemy rozmawiać. Jeśli mniej, to nie ma o czym – to, czy zarobisz, czy stracisz na wymianie będzie jedynie nieznacznym ułamkiem kosztu wycieczki". I tak to zazwyczaj jest.

Dla gospodarki kurs złotego (w piątek wartość dolara spadła do 3,61 zł, czyli poziomu niewidzianego od 2018 roku - przyp. red.) ma jednak bardzo duże znaczenie. I silny złoty wcale nie jest wyłącznie pozytywem dla Polski. Oczywiście im silniejszy złoty do dolara (nie złotówka, proszę…), tym lepiej, bo kupujemy surowce, płacąc za nie dolarami (np. ropa czy gaz). Jeśli złoty jest silny, to płacimy mniej, a inflacja się zmniejsza.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jak czyszczenie butów stało się milionowym biznesem? Martyna Zastawna w Biznes Klasa Young

Eksport liczony w dolarach nie jest tak istotny, jak liczony w euro, bo to do strefy euro trafia ponad jedna trzecia całego naszego eksportu. W raporcie money.pl pisze się, że na rynki, "położone poza Europą i zamieszkałe przez ponad 90 proc. światowej populacji, kierujemy niecałe 13 proc. sprzedaży eksportowej".

Silny złoty może być błogosławieństwem, ale może też być przekleństwem

Pamiętać trzeba, że im silniejszy jest złoty, tym lepiej dla importerów, a tym gorzej dla eksporterów. Importerzy w złotych płacą wtedy mniej za produkty, co pozwala im na osiągniecie wyższych marż i na wyższe zyski. Eksporterzy wraz z silniejszym złotym tracą przewagi konkurencyjne. W walucie zagranicznej dostają taką samą zapłatę, ale po przeliczeniu na złote dostają mniej, co odbija się na zyskach i wynagrodzeniach. Może też odbić się negatywnie na rynku pracy. Jak więc widać, silny złoty może być błogosławieństwem, ale może też być przekleństwem.

A dlaczego nasza waluta tak bardzo ostatnio umacnia się do dolara (do euro zmiany są niewielkie)? Dlatego, że dolar staje się globalnie coraz słabszy. Jeśli spojrzymy na wykres indeksu dolara (który pokazuje, jak zmienia się wartość dolara w stosunku do najważniejszych walut) to widać, że za chwilę uderzy on w dolne ograniczenie siedemnastoletniego kanału trendu wzrostowego. Jeśli przełamie ten poziom (zostało około 0,8 proc.), to ten trend zmieni się na spadkowy. Inaczej mówiąc: będzie to zapowiedź nawet kilkuletniego osłabienia dolara.

USA chcą mieć słabszego dolara

Dolar traci z wielu powodów. Oczywiście dowiemy się, że to polityka celna Donalda Trumpa jest podłożem do ucieczki od "zielonego". To też prawda, ale nie cała. Obecna administracja USA nie ukrywała tego, że według niej euro, jen, juan są za słabe (czyli dolar jest za silny), co zmniejsza konkurencyjność gospodarki USA. Inaczej mówiąc: USA chcą mieć słabszego dolara i robią wiele w kierunku jego osłabienia.

Jeden z przykładów. Dwa dni temu w mediach pojawiła się informacja, zgodnie z którą już we wrześniu prezydent Trump wskaże nowego szefa Rezerwy Federalnej. Nie, nie zdymisjonuje Jerome’a Powella, szefa Fed, którego kadencja upłynie w maju przyszłego roku. Jednak wskazanie następcy znacznie zmniejszy wpływ Powella na FOMC (Federalny Komitet Otwartego Rynku), który podejmuje decyzje w sprawie polityki monetarnej (np. poziomu stóp procentowych).

Pozostałe 18 osób należących do tego Komitetu będzie się już w dużej mierze kierowało w stronę poglądów przyszłego szefa. A będzie to z całą pewnością osoba o bardzo "gołębim" nastawieniu, czyli zwolennik szybkiego obniżania stóp procentowych, bo przecież Trump bardzo krytykuje Powella za to, że FOMC nie obniża stóp. Zapewne będzie to też gorący zwolennik Donalda Trumpa bardzo podatny na jego sugestie.

Na żart zakrawało to, że podobno Donald Trump radził się swoich współpracowników, pytając, czy może siebie wyznaczyć na szefa Rezerwy Federalnej. Chyba to nie przejdzie, ale i tak prezydent USA wchodzi w buty Recepa Tayyipa Erdoğana, prezydenta Turcji, który uważał, że wyższe stopy procentowe napędzają inflację (sic!) i zmieniał szefów banku centralnego jak rękawiczki.

W mediach mówi się wiele o czymś w rodzaju Mar-a-Lago Accord, czyli o umowie, którą USA zawarłyby z innymi krajami w celu umocnienia ich walut (osłabienia dolara). Miałoby to być coś na kształt Plaza Accord z 1985 roku. Wtedy udało się osłabić dolara tak mocno, że już w 1987 trzeba było zawrzeć Louvre Accord w celu jego ratowania.

Tym razem może być trudno o tę ostatnią umowę, bo na przykład Chiny bardzo by chciały przyspieszyć dedolaryzację gospodarki globalnej. Może się więc okazać, że Donald Trump wcieli się w postać ucznia czarnoksiężnika (z ballady Johanna Wolfganga von Goethego o tym tytule) – uruchomi proces, którego nie będzie w stanie zatrzymać. Inaczej mówiąc: uważaj, o czym marzysz, bo marzenie może się spełnić…

Spełni się obietnica Tuska?

A co to praktycznie oznacza dla naszego rynku walutowego? Poziom 3,65 zł dla pary dolar/złoty, o którym mówiłem od początku roku, został błyskawicznie pokonany. To było poważne wsparcie z lat 2020/2021. Po jego pokonaniu kolejne poważne wsparcie jest dopiero na poziomie 3,33 zł, czyli o blisko 8 proc. niżej od obecnego poziomu. Kierowcy będą się cieszyli, bo jeśli do tego cena ropy jeszcze spadnie (a jest to bardzo prawdopodobne), to może nawet benzyna będzie kosztowała 5,19 zł, czyli tyle, ile obiecywał premier Tusk.

To tak żartem mówiąc, ale pamiętać trzeba, że pozbawienie dolara statusu waluty rozliczeniowej całego świata docelowo potężnie podniosłoby cenę złota, oddłużyło kraje zadłużone w dolarze (przede wszystkim rozwijające się gospodarki), ale również mocno podniosłoby ceny akcji w USA. Trzeba też pamiętać, że w latach 20. XX wieku w Republice Weimarskiej na początku hiperinflacji na akcjach zyskiwało się więcej, niż traciło na inflacji. Podobnie było niedawno na giełdzie tureckiej. Inflacja sięgała tam ponad 80 proc., a na akcjach (w cenach liczonych w dolarze) zyskiwało się więcej, niż traciło na inflacji i na osłabieniu liry.

Piotr Kuczyński, główny analityk domu inwestycyjnego Xelion

Przeczytaj źródło