Syn "rzeźnika Polski": mój ojciec był potworem

20 godziny temu 20

Gitti, młodsza z sióstr, popełniła samobójstwo, brat Norman się zapił, Michael pił 13 litrów mleka dziennie, aż wysiadły nerki – o tym, co to znaczy być dzieckiem Hansa Franka, "rzeźnika Polski", opowiada jego syn Niklas.

Czekają, ale on nie przyjeżdża. Po ucieczce z Krakowa 17 stycznia 1945 r. zatrzymuje się w swojej nowej siedzibie, w Neuhaus am Schliersee, i przez trzy miesiące pije i ucztuje tam z garstką oddanych przyjaciół. Hans Frank odwiedza swoją kochankę Lilly Grau w Bad Aibling, ale do domu się nie śpieszy. W Schoberhofie, oddalonym od Neuhaus zaledwie o 2 km, gdzie mieszkają żona Brigitte i dzieci, pojawia się sporadycznie.

W małżeństwie Franków nie układa się co najmniej od trzech lat, odkąd w życiu Hansa ponownie pojawiła się Lilly, jego dawna miłość. Przyszła prosić o ratowanie syna, który w 1942 r. zaginął na froncie wschodnim, i Frank znowu stracił dla niej głowę. Zażądał od Brigitte rozwodu, ale ona "wolałaby być wdową po ministrze Rzeszy niż rozwódką". Ostatnią instancją dla Hansa jest Hitler, Brigitte z kolei pisze do Himmlera. Prowadzą brudną grę. On sugeruje, że żona nie przejawia poglądów narodowosocjalistycznych. Ona – że kochanka Hansa jest z pochodzenia Żydówką.

– Ojciec był tym oburzony, wiadomo było przecież, co za to grozi. Miał ochotę zostawić matkę, nawet bez zgody Hitlera, ale wiedział, że musiałby się wtedy pożegnać ze stanowiskiem generalnego gubernatora, z zamkiem na Wawelu, z pałacem w Krzeszowicach. Nie był do tego zdolny – mówi dziś jego syn Niklas.

Przeczytaj źródło