Co lato Paweł przeżywa trudne chwile. Jak tylko słupek rtęci za oknem zbliża się do 30 stopni Celsjusza, mężczyzna czuje, że się skrapla. – To wina upałów i mojej nadwagi. Nie jestem w stanie wytrzymać tej wakacyjnej gorączki – oznajmia.
Kiedy jeździł do biura, jeszcze dawał radę, wytrzymywał letni skwar. W pracy klimatyzacja, w aucie klimatyzacja, a wieczorem w zaciemnionym domu wystarczyło rozsunąć zasłony, odsłonić żaluzje, otworzyć okna na przestrzał i lekki przeciąg pozwalał przetrwać. Ale od czasu pandemii Paweł pracuje zdalnie i od czerwca do końca wakacji, z krótkimi przerwami, kiedy trochę popada i się ochłodzi, cierpi katusze. W lutym ubiegłego roku powiedział "dość". Postanowił, że najbliższe lato będzie przyjemniejsze niezależnie od pogody za oknem. I zainstalował w mieszkaniu klimatyzację.
– Zapłaciłem za tę ulgę 4,4 tys. zł. I nie żałuję ani kasy, ani decyzji. Klimatyzacja działa drugi sezon. Ale włączam w zasadzie na dwadzieścia dni w roku. Do tej pory, a mamy początek sierpnia, uruchomiłem dmuchawę może z dziesięć razy. To bez znaczenia, ile razy to robię. Ważne, że mam komfort termiczny – uważa mężczyzna.