Dziennikarze i internauci zauważają podobieństwa między kinowym przebojem "Top Gun: Maverick" (2022) z Tomem Cruise'em a uderzeniem amerykańskich sił zbrojnych na trzy irańskie instalacje jądrowe: podziemne laboratoria w Fordo i Natanz oraz zakład wzbogacania uranu w Isfahanie. Celem pilotów z hollywoodzkiego filmu jest zniszczenie podziemnego zakładu wzbogacania uranu. W jednej ze scen pojawia się należący do wrogiego — choć niewymienionego wprost — państwa samolot F-14 Tomcat, którym w rzeczywistości dysponowały jedynie Stany Zjednoczone i Iran.
Popularność pierwszej części "Top Gun" z 1986 r. przełożyła się na zwiększone zainteresowanie służbą w amerykańskiej marynarce wojennej – punkty rekrutacyjne organizowano wówczas nawet przed kinami.
— Filmowcy, pisząc scenariusz, inspirowali się rzeczywistością, która dopiero miała się wydarzyć. Rozmowy w kręgach amerykańskiej obronności na temat zlikwidowania irańskiego programu nuklearnego toczy się od dawna. Donald Trump dziś zbiera pochwały z różnych stron politycznego spektrum w USA i Europie, bo temat wracał wielokrotnie — był rozważany także przez poprzednie administracje" — powiedział PAP reporter Maciej Jarkowiec, autor książek "Powrócę jako piorun. Krótka historia Dzikiego Zachodu", "Rewolwer obok Biblii. W co wierzy Ameryka", a także "Na bulwarach czyhają potwory. Filmowa historia Ameryki".
— W otoczeniu Baracka Obamy byli +jastrzębie+, którzy przekonywali, że atak na Iran jest uzasadniony. Za prezydentury George'a W. Busha mówiło się o potencjalnym rozszerzeniu wojny irackiej o naloty na Iran. Zawsze jednak rozważano wyłącznie zniszczenie instalacji wzbogacania uranu. Filmowcy czerpali z realiów: wiadomo było, że Iran dysponuje F-14, że ma głęboko ukryte instalacje. Wiadomo było także, że jeśli Stany zdecydują się na atak, będą potrzebowały określonych bombowców najnowocześniejszej generacji i bomb kasetowych. Scenarzyści wykorzystali tę wiedzę. Stwierdzenie, że generałowie i stratedzy wojskowi inspirowali się filmem, wydaje mi się nieco chybione — dodał Jarkowiec.
O prawdziwej tajnej operacji CIA, w której ratowano pracowników amerykańskiej ambasady w Teheranie w czasie rewolucji 1979 r., opowiada film "Operacja Argo" (2012) Bena Afflecka. Powstał na podstawie książki "The Master of Disguise" oficera CIA Tony'ego Mendeza — to właśnie jego zagrał Affleck. Mendez opracował plan ewakuacji pracowników ambasady z Iranu — mieli udawać ekipę filmowców przygotowującą się do kręcenia produkcji science fiction pt. "Argo". Intryga angażuje hollywoodzkich producentów, obejmuje publikację materiałów prasowych poświęconych fikcyjnemu filmowi.
Bohater "Trzech dni Kondora" (1975) — filmu Sydneya Pollacka — Joe Turner (Robert Redford) pracuje w American Literary Historical Society w Nowym Jorku. Poddaje drobiazgowej analizie książki sensacyjne pod kątem wykorzystania zawartych w nich pomysłów w operacjach amerykańskiej agencji wywiadowczej. W rzeczywistości pracuje bowiem dla CIA. Grupa, w której działa, czyta literaturę, gazety codzienne, pisma i scenariusze filmowe. Gdy Turner wraca po krótkich zakupach do biura, zastaje wszystkich współpracowników martwych. Od tej pory musi się ukrywać — nikomu nie może ufać.
— To film mocno osadzony w realiach tamtej dekady. Powstał w czasie ujawniania tzw. papierów Pentagonu czy afery Watergate. W latach 70. na jaw wychodziły dokumenty dotyczące operacji amerykańskiego wywiadu we wcześniejszych dekadach. Opinia publiczna dowiedziała się, jak ogromny wpływ na kształtowanie amerykańskiej polityki zagranicznej i prowadzenie operacji wojskowych ma CIA. Jak ogromny wpływ ma także na politykę wewnętrzną i w jakich aferach maczała palce — ocenił Jarkowiec.
Gdy "Trzy dni Kondora" weszły do kin — przypomniał — "społeczeństwo rozumiało już rolę FBI za czasów Hoovera i znało operacje podejmowane przez policję federalną. Ten film pokazywał ściśle tajną komórkę wywiadu. Pamiętajmy, że w efekcie wielu afer i publikacji medialnych, łącznie z aferą Watergate, nastąpiła reforma służb specjalnych. Donald Trump nadal opowiada o +deep state+ — +głębokim państwie+ — niejawnym układzie sił i wpływów. Ale ten układ nie jest już tak potężny jak po II wojnie światowej" — podkreślił Jarkowiec.
Na przełomie lat 50. i 60. w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie działało ponad 80 instytucji prowadzących tajny rządowy eksperyment. Chodziło o panowanie nad ludzką jaźnią, "pranie mózgów" — program stanowiący jeden z frontów zimnej wojny. Indoktrynacji doświadczali amerykańscy jeńcy w czasie wojny koreańskiej, z których wielu zostało agentami wrogich Stanom państw. Projekt "MKUltra" opisał Jarkowiec w artykule "170 dni na LSD, czyli jak CIA eksperymentowała na mózgach Amerykanów", opublikowanym w 2018 r. na łamach "Ale Historia", dodatku "Gazety Wyborczej". Jego celem w 1953 r. było opracowanie procedur, dzięki którym można będzie wpływać na ludzki umysł. Do tego programu nawiązuje John Frankenheimer w filmie "Przeżyliśmy wojnę" (1962).
Jego bohaterowie – weterani wojny koreańskiej – cierpią na powracające koszmary. Major Bennett Marco (Frank Sinatra) — kwestionuje własne wojenne wspomnienia, a swego kolegę Raymonda Shawa, cieszącego się sławą bohatera, podejrzewa o zdradę. Śni mu się, że zahipnotyzowany Shaw zabija amerykańskich jeńców. Okazuje się, że inni koledzy z armii mają podobne sny. Marco odkrywa, że on i jego koledzy, wzięci do niewoli, zostali poddani praniu mózgów.
W filmie "Fakty i akty" (1997) Barry'ego Levinsona, z Robertem De Niro i Dustinem Hoffmanem, aby odwrócić uwagę opinii publicznej od skandalu obyczajowego, w który zamieszany jest prezydent Stanów Zjednoczonych, spin doktor z pomocą producenta z Hollywood rozpętują fikcyjną wojnę. Wykorzystują do tego fałszywe materiały filmowe i siłę mass mediów. — Ten film dobrze pokazał możliwy scenariusz odwracania uwagi. Doszukiwano się paralel między tym, co pokazano w filmie, a późniejszym skandalem z udziałem prezydenta Billa Clintona i operacji militarnych, które podejmował — przypomina Jarkowiec.
— Film nie odnosił się bezpośrednio do ówczesnej politycznej rzeczywistości, ale — jak to bywa w Hollywood i amerykańskiej polityce — można się doszukiwać punktów stycznych" — dodaje Jarkowiec.