Skuteczna technologia, ale nie nieskończone zasoby
Izrael opiera swoją obronę na trzech poziomach ochrony: taktycznym "Żelaznym Kopule", operacyjnym systemie "Proca Dawida" i strategicznych systemach antyrakiet "Arrow-2" i "Arrow-3". Dodatkowo, w regionie działają amerykańskie systemy THAAD. To rozbudowany i zintegrowany parasol ochronny, ale każdy jego element kosztuje pieniądze. Zasobem też jest czas konieczny na wyprodukowanie antyrakiet.
Największy problem? Większość izraelskich przechwytujących rakiet powstaje w USA lub zawiera amerykańskie komponenty. Produkcja jest ograniczona, a linie montażowe już teraz są przeciążone z powodu dostaw dla innych państw, m.in. Ukrainy.
Miliony dolarów za jedną noc
Koszt jednej nocy intensywnej obrony powietrznej może wynieść nawet 300 milionów dolarów. Rakiety "Arrow" kosztują od 2 do 3 mln USD za sztukę, a każda THAAD to wydatek ponad 12 mln. Nawet jeśli Izrael dysponuje budżetem, nie kupi sobie czasu — brakuje po prostu fizycznych zapasów i mocy produkcyjnych.
Według szacunków, przy obecnym tempie zużycia, rezerwy rakiet mogą skończyć się w ciągu 10–12 dni. A przyspieszona produkcja to wciąż kwestia miesięcy, nie dni. To może oznaczać konieczność szybkiej interwencji USA, nie tylko technologicznej, ale i militarnej.
Irańskie rakiety trzeba niszczyć, zanim wystartują — ale to niełatwe
Rozwiązaniem dla Izraela mogłoby być uderzenie w irańskie magazyny rakiet i mobilne wyrzutnie, zanim te zdążą odpalić pociski. Jednak w praktyce to trudne o ile niemal niemożliwe, Iran przechowuje większość rakiet w podziemnych tunelach, a wyrzutnie pokazują się na powierzchni tylko na moment.
Izraelskie drony i samoloty wykonują misje głęboko poza granicami kraju, co oznacza większe ryzyko i logistyczne wyzwania. Co więcej, Iran zaczyna skutecznie odpowiadać – niedawno opublikowano nagranie zestrzelonego izraelskiego drona Hermes, co pokazuje, że tamtejsza obrona przeciwlotnicza również zyskuje na skuteczności.
Hermes 900, izraelski dron / ShutterStock
USA ruszają z pomocą, ale też mają problem
Wall Street Journal donosi, że Stany Zjednoczone już od miesięcy wiedzą o malejących zapasach izraelskich rakiet "Arrow". Pentagon zwiększył obecność obrony przeciwrakietowej w regionie, rozmieszczając systemy na lądzie, morzu i w powietrzu. Jednak, jak przyznają amerykańscy urzędnicy, teraz również amerykańskie zapasy przechwytujących pocisków zaczynają się kurczyć.
Jeśli konflikt potrwa dłużej, może zabraknąć rakiet nie tylko Izraelowi, ale też jego największemu sojusznikowi. To stawia pod znakiem zapytania nie tylko przyszłość tej konkretnej operacji, ale i szersze możliwości Zachodu w radzeniu sobie z długotrwałymi kryzysami wojskowymi.