Polska stawia na lokalną produkcję amunicji. Przełom to za mało powiedziane
Nasz kraj ogłosił właśnie ambitne plany znaczącego zwiększenia zdolności produkcyjnych w zakresie amunicji. To o tyle ważne, że aktualnie tradycyjnie łańcuchy dostaw amunicji w ramach NATO opierają się głównie na produkcji amerykańskiej. To uzależnienie stało się szczególnie widoczne po niedawnym wstrzymaniu przez USA dostaw amunicji dla Ukrainy, bo ten nagły zwrot unaocznił istotną słabość. Co się bowiem stanie w chwili, gdy główne źródło dostaw zmieni swoje priorytety? Polska odpowiedziała na to pytanie zdecydowanie, a reakcja naszego kraju może na nowo zdefiniować sposób, w jaki Europa planuje swoje zdolności obronne.
Czytaj też: Bombowy blackout. Chiny mają grafitową broń, która uderza tam, gdzie boli najbardziej

Polska Grupa Zbrojeniowa (PGZ) ogłosiła oficjalnie powstanie trzech nowych fabryk amunicji dużego kalibru. Projekt, którego wartość wynosi niemal 2,4 miliarda złotych, ma zwiększyć roczną produkcję pocisków z obecnych 20 tysięcy do nawet 150–180 tysięcy sztuk, a jest to prawie dziewięciokrotny wzrost. Nie bez powodu szczególny nacisk został położony na amunicję 155 mm, będącą artyleryjskim standardem w całym sojuszu NATO i szeroko wykorzystywaną przez siły ukraińskie. Z tych pocisków korzystają jedne z najpowszechniejszych systemów artyleryjskich – od polskiego Kraba po niemieckie PzH 2000 i FH70 i na amerykańskich M109, M114 i M198 kończąc.
Inwestycja ta, finansowana z Funduszu Inwestycji Kapitałowych, jest tym samym jasnym sygnałem dążenia Polski do samowystarczalności w kluczowych komponentach obronnych. W ramach tego ruchu zakłady takie jak Dezamet, Mesko, Nitro-Chem i Gamrat zostaną zmodernizowane i rozbudowane o nowe linie technologiczne, a do końca 2027 roku ich moce produkcyjne mają wzrosnąć radykalnie. Dla Polski to nie tylko impuls dla gospodarki, ale przede wszystkim strategiczny krok ku budowaniu suwerennych zdolności przemysłowych na potrzeby bezpieczeństwa narodowego.
Czytaj też: Europa buduje superczołg. Pancerny MARTE będzie godny nowej ery wojny

Ten ruch został zresztą podjęty w bardzo ciekawym momencie, bo akurat gdy europejskie zasoby obronne są poważnie nadwyrężone przez przedłużającą się wojnę w Ukrainie. Cały sojusz NATO zmaga się z niedoborami amunicji, co zmusza do ponownej oceny źródeł zaopatrzenia i zdolności przemysłowych. Polska inicjatywa to więc nie tylko praktyczna odpowiedź na “amunicyjny kryzys” to również wyraźny sygnał geopolityczny. Dzięki zwiększeniu własnej produkcji nasz kraj może stać się wiarygodnym dostawcą dla NATO i co najważniejsze, niezależnym od zmiennej polityki USA.
Czytaj też: Za naszą granicą właśnie doszło do czegoś wielkiego. Niemcy zmieniają oblicze wojny
Tak duże przedsięwzięcie rodzi jednak spore pytania, bo czy Polska będzie w stanie efektywnie zarządzać tak szybkim rozwojem przemysłowym? Jak ta transformacja wpłynie na szerszą strategię bezpieczeństwa i gospodarki w Europie? A co z konsekwencjami politycznymi? Bo czy rosnąca rola Polski jako centrum produkcji amunicji zmieni układ sił wewnątrz NATO? Do tego dochodzą też wyzwania natury praktycznej, bo precyzja produkcji, kontrola jakości czy szkolenie kadry technicznej, to niespecjalnie proste kwestie. Realizacja tak ambitnego projektu wymaga bowiem nie tylko kapitału, ale też długofalowego zaangażowania państwa i skutecznego zarządzania przemysłem zbrojeniowym. Czas więc pokaże, jak to wyjdzie i tym razem.