Zostałeś wybrany, wybawisz Izraela – słyszy od anioła Gedeon. Ja wybawią? Przecież ja nic ne znaczę, nie jestem w stanie zebrać sił, które mogłoby tego dokonać – odpowiada aniołowi...
To błąd, który być może popełnia dziś niejeden z nas. Jest jakieś Boże zadanie do wykonania, jakaś sprawa, którą ewidentnie trzeba by się zająć. Nie kto inny: ja. Mnie pcha się to w ręce. Ale się wymawiamy; tłumaczymy Bogu, że zbyt nieudaczni jesteśmy, za mało zaradni, za słabo wykształceni, niegodni, że może ktoś inny....
Tak, nie ma co rzucać się z motyką na słońce. Roztropność to ważna chrześcijańska cnota. Jeśli jednak sumienie mów nam, że taka chyba jest wola Boża, że Bóg chce, żebym ja, nie kto inny... Przecież człowiek nie jest z tym sam: skoro Bóg posyła nieudacznego, to wie, że musi w dużej mierze wziąć sprawę na siebie. Jak to powiedział Gedeonowi? „Idź z tą siłą, jaką posiadasz, i wybaw Izraela z rąk Madianitów. Czyż nie Ja ciebie posyłam?”.