Wzloty i spadki „Dziennika Gazety Prawnej". Medialna "rodzina" w kryzysie

1 dzień temu 2
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Po lewej: wydanie "Dziennika Gazety Prawnej" z 7.07.2025r., po prawej: książka Ryszarda Pieńkowskiego "Wielkie śmiałe cele. Czyli jak inspirować siebie i innych do wysokich lotów"  wydanie

Na początek mały, choć istotny, kontekst. 

„Dziennik Gazeta Prawna” cierpi na te same problemy co wszystkie inne tytuły prasy codziennej. Sprzedaż w tym segmencie od lat spada, bo zmieniły się nawyki czytelników, przerzucających się na internet. Według danych z Polskich Badań Czytelnictwa, opracowanych przez Wirtualnemedia.pl, „Dziennik Gazeta Prawna” sprzedawał się w czwartym kwartale 2024 r. średnio w liczbie 23 314 egzemplarzy, o 14,32 proc. mniej w skali roku. Jeszcze w 2019 roku tytuł notował średnią sprzedaż egzemplarzową w liczbie ponad 35 tysięcy. 

“DGP” ma także inny problem. 

Na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy z tytułu odeszło lub zostało zwolnionych przynajmniej kilkanaście osób. Niektóre z nich pracowały w firmie przez wiele lat, mowa o dziennikarzach i menadżerach o stażu sięgającym nawet 20 lat. Na dodatek w czerwcu ogłoszono odejście wieloletniego redaktora naczelnego Krzysztofa Jedlaka, który z tytułem związany był od 2012 roku. Wprawdzie rotacje zespołu to w mediach nic nadzwyczajnego, ale śledząc ten proces w ”DGP", trudno nie odnieść wrażenia, że z tytułem w krótkim okresie pożegnało się wiele osób, które przez lata budowały jego renomę. Czy nikt wewnątrz wydawnictwa tego nie dostrzegał?

Zobacz: Sztuczna inteligencja podsumowuje czytelnikom wydanie „Dziennika Gazety Prawnej”

Jak się pracowało w „Dzienniku Gazecie Prawnej”

Namówienie na wypowiedź dziennikarek i dziennikarzy, którzy pracowali w „Dzienniku Gazecie Prawnej”, nie jest łatwe. Mało kto chce rozmawiać o byłym pracodawcy. 

Jedna z osób w przeszłości związana z gazetą skwitowała, zastrzegając anonimowość: „Dzisiejszy DGP nie ma nic wspólnego z tym, czym ta gazeta była kiedyś”.

Długo była tytułem wyśmienitym dziennikarsko.

O swoich pozytywnych doświadczeniach z „Dziennikiem Gazetą Prawną” opowiedział mi Patryk Słowik, dziennikarz tytułu w latach 2014-2021, dziś w Wirtualnej Polsce.

– Fantastyczne miejsce, fantastyczni ludzie. Bardzo dużo się nauczyłem. Powiem więcej - nauczyłem się pisać właśnie w Inforze – zaczyna.

– Uważam, że to, czego nie ma obecnie w wielu mediach, a w "Dzienniku Gazecie Prawnej" było, to praca redaktorów nad tekstami dziennikarzy. Nad moimi tekstami siedział redaktor, poprawiał, zwracał mi uwagę na błędy. Ale też nigdy nie wywierano na mnie nacisku, jeśli chodzi o kierunek tekstów. Miały być dobrze udokumentowane, napisane rzetelnie, natomiast nigdy nie przeszkadzało nikomu to, że kierunek tekstu jest albo w jedną, albo w drugą stronę, jeżeli tak wychodziło z materiału – wspomina dziennikarz.

Słowik bardzo ciepło wspomina też współpracę z Krzysztofem Jedlakiem, pod okiem którego pisał do „żółtych stron” – działu prawnego, którym kierował, nim w 2016 roku objął stanowisko redaktora naczelnego.

– Krzysztof Jedlak uczył mnie pisać. To on był osobą, która redagowała na początku każdy mój tekst, potrafiła po trzy razy mi go zwracać do poprawek. Do dzisiaj pamiętam sytuację dotyczącą jednego z moich pierwszych tekstów. Dotyczył zawalenia się hali MTK. Ja napisałem w tekście zdanie: "Niestety, zginęło 65 osób". Do dzisiaj pamiętam jak Krzysztof Jedlak się mnie zapytał o to "niestety", ja odpowiedziałem, że "to chyba dość smutne". Odpowiedział, że jeżeli napiszę, że "zginęło 65 osób", to będzie to tak samo smutne, a czytelnik oczekuje treści, a nie ozdobników – wspomina Słowik. – Dział prawny „DGP” był przez wiele lat najlepszym działem prawnym w Polsce – podsumowuje w rozmowie z Wirtualnemedia.pl dziennikarz.

Mogę tylko powiedzieć, że gdyby nie Krzysztof Jedlak, nie byłoby mnie tu, gdzie jestem. W jakimś sensie to jego zasługa – żartuje Ewa Szadkowska, od ponad dwóch lat szefowa działu prawnego w "Rzeczpospolitej", a od lutego br. zastępczyni redaktora naczelnego tego tytułu. O szczegółach pracy w DGP nie chce już dziś rozmawiać – To zamknięty rozdział – ucina.

Inna była dziennikarka „DGP”, która zgodziła się na rozmowę anonimowo, ma z tytułem dobre wspomnienia nie tylko z uwagi na wysoki warsztat. Chwali zatrudnienie na umowy o pracę (niecodzienne w mediach po dziś dzień), różne benefity pracownicze i przyjazną atmosferę w zespole. Podzieliła się także osobliwą anegdotą związaną z Ryszardem Pieńkowskim, prezesem Inforu

– Pamiętam, że prezes przeprowadził kiedyś zdalnie „gospodarską wizytę” – poszczególne działy szły kolejno do specjalnej sali, gdzie łączono się z panem prezesem online. Każdy musiał opowiedzieć krótko, czym się zajmuje w redakcji, nad czym ostatnio pracuje itd. – opowiada. 

Do prezesa Pieńkowskiego jeszcze w tym tekście wrócimy. 

Grzegorz Osiecki, dziennikarz polityczny i ekonomiczny, w Inforze pracował od 2009 do 2024 roku. – Zaczynałem pracę w dzisiejszej „DGP” w trudnym dla gazety momencie łączenia się z „Dziennikiem”. To były lata zawirowań związanych z restrukturyzacją po wyjściu ze spółki Axel Springer. W zbudowaniu tytułu w obecnym kształcie ogromne zasługi mieli Jadwiga Sztabińska i Andrzej Andrysiak. Obrany przez nich kierunek – szukanie własnego ujęcia tematu, polityczna bezstronność, trzymanie się faktów – kontynuował Krzysztof Jedlak. Przestrzegaliśmy znanej z naszych łamów zasady „Patrzymy obiektywnie, piszemy odpowiedzialnie” – opowiada doświadczony dziennikarz, który dziś pracuje w Money.pl

Jego zdaniem, w ocenie dzisiejszego stanu „DGP” trudno nie uwzględnić roli prezesa spółki. – Podkreślam, prezesa, który nigdy nie ingerował w treść gazety. Jednak jego decyzje dotyczące rozwoju segmentu internetowego Inforu mają wpływ na to, co dzieje się w „papierowym” DGP – mówi nam Osiecki. 

Wysokie wymagania, a co w zamian? 
Inna osoba, która zgodziła się porozmawiać z portalem Wirtualnemedia.pl o swojej pracy w "Dzienniku Gazecie Prawnej", ma zgoła inne wspomnienia związane z redaktorem naczelnym. Choć tak jak inni, jako dziennikarza bardzo go ceni: – To bardzo mądry, oczytany facet i doskonały redaktor, potrafił wskazać mieliznę w każdym temacie, i zwykle miał rację. 

Kłopoty pojawiały się, gdy przychodziło do rozmowy o warunkach zatrudnienia. 

Jak by tu zaoszczędzić i coś komuś przyciąć - taka filozofia przyświecała działaniom Krzysztofa Jedlaka jako naczelnego. Przynajmniej tak to wyglądało z perspektywy dziennikarzy  – stwierdza nasz rozmówca. Jego zdaniem podwyżka od naczelnego to była rzadkość i wchodziła w grę, gdy sprawa stawała na ostrzu noża.

– Nawet jak ktoś już składał wypowiedzenie, naczelny zakładał, że to blef. Potem, jak już sprawa okazywała się poważna, proponował 300 zł. Ludzie czuli się niedowartościowani – stwierdza rozmówca.

Wysokie standardy naczelnego, choć były lekcją dziennikarskiego życia, jednocześnie potrafiły rodzić i negatywne emocje. Wymogom ciężko było sprostać w zestawieniu z panującymi w "DGP" warunkami pracy.

Źródeł frustracji pod względem warunków zatrudnienia było w ocenie naszego rozmówcy więcej.

– Jak już ktoś miał dostać etat, i wiadomo było, że to doskonały dziennikarz, to oczywiście i tak na początek miał proponowaną umowę na okres próbny, jak jakiś stażysta do sprawdzenia. W swoim mniemaniu Jedlak jak najlepiej zabezpieczał firmę, dlatego ludzie na B2B mieli bardzo krótkie okresy wypowiedzenia, by w razie czego łatwo można było rozwiązać z nimi umowę i nie płacić za długo. Kiedyś jedna redaktorka odeszła niemal z marszu, bo tak miała w umowie. Naczelstwo było oburzone, jak tak można, że to nielojalne i stawia ich pod ścianą. Najwyraźniej uważali, że firma może pozbyć się kogoś niemal z dnia na dzień, ale w druga stronę to już nie działa. Kompletny brak wyobraźni – mówi osoba znająca dobrze “DGP”. 

Newsletter WirtualneMedia.pl w Twojej skrzynce mailowej

Dalej anonimowy rozmówca: – Krzysztof Jednak niestety ogólnie wolał wskazywać, co mogłoby wyjść jeszcze lepiej, a nie co wyszło dobrze. Takie permanentne dociskanie śruby było frustrujące, zwłaszcza że dużo osób miało poczucie, iż gazeta trzyma poziom dzięki entuzjazmowi ludzi i ich zaangażowaniu. Bo rzeczywistość zgrzytała - pracowaliśmy na starych, zawieszających się komputerach, a teksty dziennikarze wysyłali redaktorom... mailem. XXI wiek, duża gazeta, właściciel w mediach opowiada banialuki o tym, że chce konkurować z Onetem i innymi dużymi portalami, a w redakcji technologiczny paździerz i klawiatury z niedziałającymi literkami. Śmiech na sali.

Krzysztof Jedlak nie zgodził się na oficjalną rozmowę do tego tekstu.

Rodzina Inforu

Kolejny rozmówca proszący o anonimowość, związany w przeszłości z Inforem, nakreśla obraz zarządzania wydawnictwem, który może wyjaśniać, skąd tak duże rotacje. Choć nie zawsze tak było.

– Przez lata Infor był firmą rodzinną, spajała nas wspólna wizja tworzenia jak najlepszych mediów, gdzie szanuje się pracownika, dobrze wynagradza. To sprawiało, że ludzie chcieli w Inforze pracować. Jednak to tylko jedna strona medalu – opowiada osoba znająca realia wydawnictwa.

Problemem według naszego rozmówcy jest styl zarządzania spółką.

Prezes nie dopuszcza do siebie żadnych osób z zewnątrz. Decyzje dotyczące strategii zmieniane są z dnia na dzień, co wprowadza dużo chaosu i niepokoju. Skutek jest taki, że firmie brakuje świeżych pomysłów, skrajnie trudno jest rozwijać się menadżerom i redaktorom. Ludzie, którzy do Inforu przychodzą, nie mają czasu się nawet porządnie wdrożyć i wykazać, bo od razu oczekuje się od nich realizacji wyznaczonych celów. Odchodzą sami albo z wypowiedzeniem – słyszymy.

Długo nie trzeba szukać. Nowa szefowa marketingu w firmie pracowała tylko trzy miesiące. W zeszłym roku dyrektor finansowy zabawił na stanowisku jeszcze krócej, bo tylko dwa miesiące. Z kolei szef Forsal.pl był nim dokładnie przez pół roku. Mało? Krzysztof Fijałek był szefem serwisów internetowych zaledwie cztery miesiące po czym też zniknął z firmy.

Inna sprawa, na którą wskazuje rozmówca Wirtualnemedia.pl, to podejście do komunikacji wewnętrznej, co uruchomiło kaskadę rotacji. – W Inforze mało pracuje się operacyjnie z zespołami, mnóstwo rzeczy toczy się wokół zarządu. W końcu ludzie przestali wytrzymywać. Odeszła jedna osoba potem kolejna i kolejne. Inni zobaczyli, że jest życie poza inforową „rodziną” – konstatuje nasz rozmówca.

Zobacz: Wydawca „Dziennika Gazety Prawnej” wreszcie ujawnił wyniki finansowe. Zysk w dół

Członek zarządu Inforu: „konieczność redefinicji procesów”

Marcin Krawczak, członek zarządu Infor PL odpowiedzialny m.in. za „Dziennik Gazetę Prawną”, w odpowiedzi na pytania portalu Wirtualnemedia.pl o duże rotacje w zespole przyznaje: „wydarzenia te są naturalnym elementem dużych procesów transformacyjnych, które mają miejsce w całej branży medialnej”. 

Menadżer wylicza, że w pierwszym półroczu 2025 roku do redakcji „DGP” dołączyło sześcioro dziennikarzy, odeszło ośmiu oraz dokonano redukcji czterech etatów, „aby dostosować strukturę do bieżących potrzeb”.

 – W Inforze każdy nowy menedżer przechodzi proces wdrożenia, który trwa zwykle od trzech do sześciu miesięcy w zależności od zakresu odpowiedzialności, specyfiki projektu i rynku. W tym czasie monitorujemy postępy w realizacji kolejnych etapów wdrożenia oraz stopień adaptacji do kultury organizacyjnej. Dopiero po zakończeniu tego okresu podejmowana jest decyzja o dalszej współpracy – leży ona zarówno po stronie firmy jak i menedżera – mówi Marcin Krawczak.

– Choć każda zmiana niesie ze sobą wyzwania, nie wpływa negatywnie na kluczowe obszary naszej działalności redakcyjnej i wydawniczej. Transformacja, jaką przechodzi nasza organizacja, wiąże się również z koniecznością redefinicji niektórych procesów zarządczych i komunikacyjnych. Wyciągamy wnioski z przeszłości i jesteśmy świadomi, że pewne etapy mogły być dla części zespołu trudniejsze – szczególnie jeśli chodzi o tempo zmian czy sposób ich komunikowania – przekazał portalowi Wirtualnemedia.pl Krawczak.

Według członka zarządu Inforu, spółka podjęła „konkretne kroki w zakresie poprawy komunikacji wewnętrznej oraz większego zaangażowania zespołów średniego szczebla w procesy strategiczne”

Zmienność decyzji była w niektórych przypadkach reakcją na bardzo dynamiczne otoczenie rynkowe, ale dziś jesteśmy na etapie stabilizacji nowego kierunku i skupienia się na jego konsekwentnej realizacji – wyjaśnia Marcin Krawczak. — Kluczowe decyzje zapadają w trzyosobowym zarządzie, pracującym kolegialnie i w oparciu o konsensus, co zapewnia przejrzystość i spójność działań i w przypadku projektów DGP tak właśnie to przebiegało i przebiega – podsumowuje członek zarządu Infor PL. 

Ryszard Pieńkowski w niedawnym wywiadzie dla Wirtulanychmediów tak mówił pytany o to jakim jest szefem. – Wymagającym, ale wyrozumiałym. Spotkania prowadzą w formie półżartobliwej. Kiedyś moi menedżerowie nie mogli mnie rozgryźć i jedna z pań powiedziała o mnie: “słuchajcie, on się tym wszystkim bawi”. I idealnie oddała tym istotę mojej natury. Ja się bawię, tworzę nowe produkty, czasem udane, czasem nie i się nimi bawię. (…) Zawsze mówię menedżerom, że jeśli za dużo wymagam, to niech podadzą mi argumenty, że więcej się nie da i to uwzględnię. Generalnie staram się wyznaczać wyższe cele niż te, które sąw budżecie, ale też odpowiednio za nie premiuję.  

Karuzela kadrowa w „Dzienniku Gazecie Prawnej”. Oto jej skrócone kalendarium

Luty 2024. Z Inforem żegnają się dziennikarze polityczni Tomasz Żółciak, Grzegorz Osiecki (oboje teraz w Money) i Klara Klinger (została redaktor naczelną „Rynku Zdrowia”).

Marzec 2024. Z „Dziennikiem Gazetą Prawną” po sześciu latach żegna się Anita Sobczak, szefowa działu Kraj, Świat i Gospodarka. Od kilku miesięcy kieruje biurem komunikacji Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej. W tym samym miesiącu dochodzi do odejścia Pauliny Nowosielskiej, dziennikarki od spraw edukacji. Jest dziś rzeczniczką prasową i dyrektorką komunikacji Rzecznika Praw Dziecka.  

Kwiecień 2024. Odchodzi Mateusz Roszak – dziennikarz zajmujący się sprawami unijnymi i polityką zagraniczną. 

Listopad 2024. Zwolnienia z „Dziennika Gazety Prawnej” grupy kilkunastu dziennikarzy 

Grudzień 2024. Po 21 latach z „DGP” pożegnała się Dominika Sikora-Malicka, zastępczyni redaktora naczelnego. Nadzorowała tzw. żółte strony z tematyką prawną. 

Styczeń 2025. Pracę w „DGP” kończą dziennikarka technologiczna Anna Wittenberg (przeszła do WNP.pl). Piotr Buczek (po 15 latach w „DGP” dołączył do „Pulsu Biznesu”).

Marzec 2025. Małgorzata Golińska po zaledwie trzech miesiącach przestała być dyrektorką marketingu Grupy DGP.

Czerwiec 2025. Po trzynastu latach pracę w “Dzienniku Gazecie Prawnej” zakończył Krzysztof Jedlak. Od 2016 roku był tam redaktorem naczelnym. Według naszych informacji, zastąpi go Tomasz Pietryga, ściągnięty z “Rzeczpospolitej”. 

*anonimowo wypowiadają się w tekście osoby związane w przeszłości z “DGP”

Przeczytaj źródło