Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Europa XVIII w. była pełna napięć, a złożona dynamika polityczna jedynie komplikowała sprawy. Największe mocarstwa Starego Kontynentu rywalizowały o dominację i wpływy, chętnie angażując się w spory terytorialne. Po zakończonej wojnie o sukcesję hiszpańską, w której dużą rolę odegrało Święte Cesarstwo Rzymskie, Austria otrzymała we władanie południowe Niderlandy, kontrolowane dotychczas przez Hiszpanię. Północne Niderlandy chciały pozostać niezależne i nadal czerpać ogromne profity z handlu i rozładunku towarów.
Blokada rzeki kością niezgody
Zarabiane przez nich pieniądze były gigantyczne nie tylko ze względu na posiadanie wielu kolonii, ale też z powodu rozpoczętej prawie 200 lat wcześniej blokady rzeki Skalda. W ten sposób Północne Niderlandy całkowicie odcięły dostęp statków handlowych do portów w Antwerpii i Gandawie, napędzając równocześnie błyskawiczny rozwój Amsterdamu. Południowe prowincje cierpiały na blokadzie, z którą Hiszpanie nie byli w stanie nic zrobić. Gdy jednak tereny trafiły pod kontrolę Austrii, Święte Cesarstwo Rzymskie postanowiło zmienić zasady gry i zmusić Holendrów z północy do zniesienia ograniczeń.
Cesarz Józef II zaczął głośno kwestionować holenderski monopol na szlaku handlowym, ale również zażądał zniesienia traktatu barierowego, w ramach którego Holendrzy zajęli wcześniej szereg twierdz w Niderlandach Południowych. Traktaty te zostały podpisane na początku XVIII w. i miały stworzyć swego rodzaju strefę buforową między Republiką Holenderską i Francja. Gdy jednak nadeszła tzw. "rewolucja dyplomatyczna", w ramach której Austria stała się sojusznikiem Francji, a Prusy (dawny sojusznik Francji) zawarły sojusz z Wielką Brytanią, strefa buforowa przestała mieć sens. Dlatego cesarz Józef II już w 1781 r. zażądał zniesienia barier, korzystając z zamieszania wywołanego przez kolejną wojnę angielsko-holenderską. W maju 1784 r. poszedł o krok dalej i dał ultimatum holenderskim Zjednoczonym Prowincjom, dotyczące wymienionych wyżej kwestii.
Cesarz Świętego Cesarstwa Rzymskiego Józef IIAnton von Maron / Wiki Commons
Najkrótsza bitwa morska w historii
Konflikt osiągnął apogeum w październiku 1784 r. Armia Habsburgów nie była zbyt liczna na zajmowanych Niderlandach Południowych. Brakowało jej również wyposażenia. Mimo tego Święte Cesarstwo Rzymskie nadal było potęgą i Józef II chciał pokazać, kto w tym rozdaniu rozdaje karty. Cesarz chciał przeprowadzić swoisty pokaz siły i 6 października wysłał z Antwerpii trzy statki – dwie jednostki handlowe, którym towarzyszyła brygantyna Le Louis, dowodzona przez kapitana Lieven van Isseghem z Ostendy. Ich zadaniem miało być sforsowanie blokady, które teoretycznie nie powinno być trudne, zważywszy na pozycje wroga.
Po dwudniowym rejsie statki minęły fort Lillo i zbliżały się do holenderskiego garnizonu Saafingen, gdzie zostały zauważone przez holenderską brygantynę De Dolfijn. Ta bez ostrzeżenia wystrzeliła salwę armatnią, zmuszając okręt Le Louis do zatrzymania się. Holendrzy celowo spudłowali – strzał miał być tylko ostrzeżeniem. van Isseghem zażądał wyjaśnień od kapitana De Dolfijn i w odpowiedzi nastąpił kolejny wystrzał. Ten był jednak wyjątkowo, bo kula trafiła we wrogi statek, ale w taki sposób, że zniszczyła kocioł z zupą, który znajdował się na pokładzie. To właśnie od tego trafienia wzięła się nazwa tego specyficznego konfliktu.
Cesarska brygantyna została uszkodzona, a chwilę potem zbliżyła się do niej holenderska załoga, grożąc, że jeśli Le Luis i eskortowane przez nią statki nie zawrócą, to okręt zostanie podpalony i zatopiony. Kapitan świadomy swojej trudnej sytuacji postanowił się poddać, co pozwoliło jednostkom blokujących rzekę pokojowe przejęcie kontroli nad okrętem.
Absurdalne następstwa bitwy
Wiadomość o tak specyficznej porażce dotarła do Józefa II, który na siłę próbował znaleźć casus belli. Cesarz miał uważać atak na Le Luis za zniewagę dla flagi, co jego zdaniem było równoznaczne z wypowiedzeniem wojny przez Zjednoczone Prowincje. Nie oznacza to jednak, że doszło do jakiegoś wielkiego konfliktu zbrojnego. Holendrzy zaczęli gromadzić armię, by bronić się przed austriacką inwazją, ale ta tak naprawdę nigdy nie nadeszła. Austriakom udało się zająć jedynie posterunek celny i stary fort Lillo, który w tym czasie i tak był używany jako ogród warzywny. Do gry weszła Francja, która została zmuszona do podjęcia mediacji, ze względu na obawę o to, że Niderlandy Północny zwrócą się w stronę Londynu.
Cała wojna o kocioł zakończyła się tak samo dziwnie, jak się rozpoczęła. Austria nie była w stanie znieść blokady na Skaldzie, ale w wyniku negocjacji uzyskała odszkodowanie wynoszące ok. 10 mln guldenów, z których Holendrzy spłacili tylko nieco ponad połowę, a resztę miała wyłożyć Francja. Traktat pokojowy podpisano w 1785 r. i w zasadzie nie było tutaj strony wygranej.