U sąsiada gorzej niż w Polsce. Niemiecki sąd zakaże Adblockerów?

1 dzień temu 12

Przez ostatnie lata firmy zarabiające w internecie próbują wytaczać kolejne działa blokujące narzędzia ograniczające reklamy. Przykładowo Google zadaje kolejne ciosy adblockerom na Youtube, ograniczając użytkownikom z nich korzystającym dostęp do serwisów. Ma to sens z perspektywy ekonomicznej, w końcu głównym źródłem zarobku platformy są reklamy oraz abonament Youtube Premium… usuwający reklamy. Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na tak radykalne ruchy, choć gdy chodzi o umieszczanie reklam na naszych ekranach, osiągamy kolejne poziomy absurdu – przykładowo Samsung i Glance wrzucają twoją twarz do reklam.

Są jednak firmy, którym zależy na zachowaniu pierwotnego kształtu internetu i uratowaniem go przed pełną komercjalizacją. Jedną z organizacji działających na rzecz takiego porządku jest Mozilla, która często ostrzega przed działaniami ograniczającymi dotychczasowy zakres swobód. W najnowszym wpisie Daniel Nazer, konsultant ds. własności intelektualnej i produktu z Mozilli podkreśla ryzykowną sytuację, jaka rozgrywa się w kolejnych instancjach niemieckiego sądu. Czy duży wydawca będzie mógł zmienić przepisy tak, by bezproblemowo zarabiać na dowolnej ilości reklam?

Mozilla ostrzega przed sporem, który grozi adblockerom

Najwyższy Federalny Sąd Niemiec ożywił spór, który zdawał się już zakończony. W nim Ringier Axel Springer (w Polsce grupa posiada między innymi portale Onet) walczył z Eyeo – firmą odpowiedzialną za rozszerzenie do przeglądarek Adblock Plus. Motywacją wydawcy do wszczęcia tej dysputy było wyrażenie poczucia zagrożenia modelu biznesowego, wynikającego z naruszenia prawa autorskiego przez modyfikowanie treści strony przez narzędzie. To przeświadczenie odwołuje się do wyroków niemieckich sądów sugerujących, że kod HTML i CSS (języki używane do projektowania stron internetowych) są programami komputerowymi.

Niemcy zakażą adblockerówNiemcy mogą dążyć do zakazu Adblockerów

Blokady reklam, jako narzędzia modyfikujące struktury egzekucyjne w pamięci, mają stanowić bezprawną reprodukcję i modyfikację dzieł, którymi w tej definicji są strony internetowe. Sąd niższej instancji w Hamburgu oddalił tę sprawę, ale Najwyższy Federalny Sąd Niemiec (BGH) uznał, że orzeczenie miało w sobie wadę i stąd uznaje, że sprawie należy przyjrzeć się od nowa. Należy sprawdzić, czy DOM, CSS i bytecode można uznać za chroniony prawem autorskim program komputerowym.

Sprawa może być procedowana nawet przez kilka lat, ale przez samo jej odnowienie niektórzy dostawcy adblockerów mogą decydować się na wycofanie swoich narzędzi, aby w przyszłości nie ponosić dodatkowych kosztów ich działania na terenie Niemiec. Biorąc pod uwagę, że w oficjalnym oświadczeniu niemiecki sąd najwyższy nie wyklucza takiej możliwości, ryzyko zaognienia sporu oraz przeniesienia go na arenę całego kontynentu jest prawdopodobne.

Narzędzia do blokady reklam od zawsze budzą kontrowersje

Daniel Nazer z Mozilli podkreśla to, co wydaje się dla wielu oczywiste. Użytkownicy mają więcej powodów do modyfikowania treści stron niż wyłącznie blokowanie reklam. Dla części osób takie narzędzia pozwalają na większą czytelność, inne osoby wykorzystują tę przestrzeń do usprawniania tempa pracy stron. Jeszcze inni korzystają z nowych rozwiązań sztucznej inteligencji, które podsumowują treści czy odciążają je z clickbaitu. Sprawa Ringier Axel Springer może przyczynić się do odwrócenia tendencji, w której internet wydawał się podporządkowany swobodzie indywidualnego użytkownika.

Meta

Prawda jest jednocześnie taka, że coraz rzadziej korzystamy z internetu w pełni swobodny sposób. Media społecznościowe przejęły znaczną część naszej internetowej uwagi, stając się agregatorami treści, które jednocześnie kształtują nasze gusta i pojęcie o świecie. Robią to oczywiście za pieniądze reklamodawców i z celem maksymalizowania zysków. Są przez to jednocześnie pociągane do odpowiedzialności, ale i same próbują stworzyć środowisko do zarabiania. To nie do końca to, czym był mit założycielski internetu.

Przeczytaj źródło