Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
W żużlu groźne upadki to chleb powszedni. Tak samo jak to, że zawodnicy wsiadają na motocykl, mimo różnych dolegliwości. Przed laty znany był przypadek Jasona Doyle'a, który w jednym z turniejów Grand Prix wsiadał na motocykl ze złamaną nogą.
Obecnie żużlowe środowisko w Polsce jest oburzone wydarzeniami z Rybnika. W trakcie rywalizacji ROW-u z Włókniarzem doszło do karambolu z udziałem dwóch zawodników gości - Piotra Pawlickiego i Madsa Hansena. Polaka z toru zabrała karetka, natomiast Duńczyk samodzielnie udał się do parku maszyn. Lekarz klubowy po krótkich oględzinach uznał, że Skandynaw może wyjechać do powtórki wyścigu.
Hansen dojechał na trzeciej pozycji. Potem już nie wystąpił w meczu. W poniedziałek klub z Częstochowy przekazał, że u Duńczyka stwierdzono dwa złamane kręgi - w odcinku piersiowym oraz lędźwiowym oraz trzy złamane żebra. Wielu ekspertów, kibiców oraz dziennikarzy zastanawia się zatem, jak to możliwe, że dopuszczono zawodnika do udziału w meczu w takim stanie.
- Ten temat był już poruszany, jeśli chodzi o dopuszczanie zawodników. Tu wychodzi na to, że życie ludzkie nic nie jest warte. Wart jest wynik, który jest nadrzędny, a reszta jest w dalszej kolejności. To przerażające. Byłem zaszokowany, gdy zobaczyłem, że wyjeżdża do powtórki. Byłem wstrząśnięty. Liczyłem, żeby dojechał i nie zrobił sobie czegoś gorszego. W każdym zespole jest lekarz, obmacywał go, ale jeżeli to jest uraz kręgosłupa i żeber, to ból jest nieprawdopodobny. Wiem coś o tym, bo sam miałem takie urazy. On tego nie czuł, co oznacza, że był tego nieświadomy, czyli nie kontaktował, a został dopuszczony do jazdy. Całe szczęście, że nic poważniejszego się nie stało - powiedział były żużlowiec oraz trener, Jan Krzystyniak w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.
Po każdym, nawet najmniejszym upadku, zawodnicy muszą przejść obowiązkowe badania lekarskie w trakcie meczu. Niestety, często są to prowizoryczne oględziny, tak aby ustalić czy z poszkodowanym jest kontakt wzrokowy.
- To każdy już to potrafi zrobić mechanicznie. Zawodnicy to tak mają wpojone, że nawet jak nie kojarzą, to będą takie ruchy robić. To jest żałosne badanie i żałosne, żeby dopuszczać kogoś na takiej podstawie. Ja mogę tylko powiedzieć z własnego przeżycia. Mogę to krytykować, ale przyznam się szczerze, że podejmowałem podobne decyzje jako zawodnik. Nie dziwię się im, bo chcą jechać, ale od tego są inni ludzie, lekarze, którzy powinni o tym decydować. Często wini się zawodników, że ryzykują. Nie, winni za to są inni ludzie, którzy odpowiadają za ich stan zdrowia. Zwykły śmiertelnik musi mieć długie zwolnienie lekarskie po czymś takim, a tutaj zawodnik wsiada na motocykl - rzekł Krzystyniak.
ROW Rybnik wygrał to spotkanie 48:42.
Polsat Sport