Świat oburzony hasłem z festiwalu Glastonbury. Bo nie zna izraelskich piosenek

6 dni temu 17
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Co się wydarzyło? W sobotę 28 czerwca widzowie BBC mieli usłyszeć, jak Bobby Vylan - połowa rap-punkowego duetu Bob Vylan - podczas swojego koncertu na festiwalu Glastonbury skanduje ze sceny hasło "Śmierć IDF". (Poniżej zamieszczam stosowny fragment występu, można sobie zobaczyć na własne oczy). Propalestyńskich czy antyizraelskich wystąpień podczas festiwalu było zresztą dużo więcej. Z mocnym jak zwykle przekazem wystąpił irlandzki zespół Kneecap, australijska grupa Amyl and the Sniffers, piosenkę Palestyńczykom zadedykował Elijah Hewson (prywatnie syn Bono). Na widowni powiewały palestyńskie flagi. Ale to na Vylanie skupiła się uwaga Wielkiej Brytanii i świata. 

Jak zareagował świat? 

  • Główna organizatorka festiwalu, Emily Eavis, napisała na Instagramie, że jest "oburzona" i uznała, że Bobby Vylan "posunął się o wiele za daleko". "Przypominamy wszystkim osobom zaangażowanym w produkcję festiwalu, że na Glastonbury nie ma miejsca na antysemityzm, mowę nienawiści ani podżeganie do przemocy" - czytamy w jej oświadczeniu.
  • Brytyjska policja w kontekście koncertu Boba Vylana ogłosiła, że funkcjonariusze zabezpieczyli nagrania z festiwalu i będą sprawdzać, czy mogły zostać popełnione jakieś przestępstwa.
  • Ambasada Izraela w Wielkiej Brytanii napisała, że jest "głęboko zaniepokojona nienawistną i podżegającą [do przemocy] retoryką, która padała ze sceny podczas festiwalu Glastonbury".
  • Premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer nazwał występ Boba Vylana "odrażającą mową nienawiści", dla której "nie ma wymówki". Wezwał też na dywanik publicznego nadawcę: "BBC musi wyjaśnić, jakim cudem te sceny zostały wyemitowane" - powiedział. 
  • BBC zresztą już wyraziło żal, że nie przerwało transmisji. "Antysemickie nastroje wyrażane przez grupę Bob Vylan są całkowicie nie do przyjęcia i nie ma dla nich miejsca na naszej antenie" - czytamy w oświadczeniu. 

Poza oburzeniem muzyków spotkały konkretne, bezpośrednie reperkusje. Agencja United Talent Agency, która do tej pory reprezentowała grupę, reprezentować ją właśnie przestała. O zerwaniu współpracy donoszą źródła "Variety"; Boba Vylana nie ma już też na stronie agencji wśród innych reprezentowanych przez nią artystów. Zespół nie będzie mógł także koncertować w USA. Christopher Landau, zastępca Sekretarza Stanu, ogłosił w poście na Twitterze:

W świetle nienawistnej tyrady w Glastonbury - w tym skandowaniu gróźb śmierci na czele tłumu - Departament Stanu cofnął amerykańskie wizy dla członków zespołu Bob Vylan. Cudzoziemcy, którzy gloryfikują przemoc i nienawiść, nie są mile widzianymi gośćmi w naszym kraju. 

Podsumowując: sam brytyjski premier potępił muzyków z grupy Bob Vylan w niezwykle kategorycznych słowach. Za emisję ich występu ukorzył się publiczny nadawca. Najwyższe czynniki w USA zdecydowały, że artystom trzeba odebrać amerykańskie wizy. Wszystko za to, że członek zespołu skandował "Śmierć izraelskim siłom zbrojnym". Dla niektórych takie hasło pewnie faktycznie jest szokujące. Ale jeśli ktoś wie, co skandują, śpiewają i mówią Izraelczycy, "Death to the IDF" może się wydawać niewinnym hasełkiem. Nie da się uczciwie mówić o Bobie Vylanie, nie mówiąc o Izraelu. Weźmy na chwilę soczewkę, przez którą cały świat ogląda Glastonbury, i skierujmy ją na kraj, który powołał do życia IDF. 

Zobacz wideo Izrael używa antysemityzmu jak pałki, gdy ktoś krytykuje Netanjahu

"Spalić", "zgładzić", "zlikwidować" 

Od razu zastrzegam: nie będę w tym tekście pisać o zbrodniach wojennych, które popełniają Izraelczycy i Izraelki służący w IDF, ponieważ tyle czasu i przestrzeni nie mamy. Wiedza o nich jest dość powszechnie dostępna, zdjęcia i filmy obrazujące własne zbrodnie często wrzucają na Instagrama i TikToka sami żołnierze. Cenną lekturą w kontekście czynów izraelskiej armii jest także materiał dowodowy, który zgromadziła i złożyła do Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze Republika Południowej Afryki (całość znajdziecie tutaj). Ale w przypadku Boba Vylana oburzenie świata wzbudziły nie czyny, tylko słowa. A zatem mówmy właśnie o słowach, które padają z ust Izraelczyków: od rządzących po piosenkarzy.

  • Minister edukacji Jo'aw Kisz o Palestyńczykach mówił tak: "To są zwierzęta, nie mają prawa istnieć. Trzeba ich eksterminować". 
  • Icchak Kroizer, członek partii Żydowska Siła współtworzącej izraelski rząd: "Strefę Gazy trzeba zrównać z ziemią i dla wszystkich ich tam jest tylko jeden wyrok: śmierć". 
  • Nissim Vaturi, wicemarszałek Knessetu: "Gazę trzeba spalić. Nie mam żadnej litości dla tych, którzy wciąż tam są. Musimy ich zlikwidować"; "Zgładzić Gazę. Nic innego nas nie zadowoli. Nie zostawiajcie tam ani jednego dziecka, na koniec wyrzućcie tych, którzy jeszcze zostaną, żeby nigdy się nie odbudowali".
  • Prezydent Izraela Izaak Herzog: "Odpowiedzialny jest cały naród. Ta retoryka o niezaangażowanych cywilach to nieprawda, absolutna nieprawda".
  • Izraelski piosenkarz Eyal Golan: "Całkowicie zlikwidować Gazę, nie oszczędzić tam nikogo".

Te wszystkie wypowiedzi padały, a w europejskim odbiorze jakby w ogóle ich nie było. Jo'aw Kisz był zapraszany przez polską ambasadę, a w styczniu tego roku witano go na obchodach rocznicy wyzwolenia Auschwitz. Prezydent Herzog w kwietniu tego roku w Polsce spotkał się z Andrzejem Dudą. Europejscy liderzy nie naciskają na Netanjahu, żeby pozbył się z rządu partii Żydowska Siła. A jeśli ktoś sądzi, że no cóż, prezydent to prezydent, minister to minister, rząd to rząd, tu wchodzą w grę subtelne geopolityczne sieci... To Eyal Golan, zwykły piosenkarz, wciąż koncertuje w Europie. Ostatnio, w maju, grał w Paryżu.

A skoro już jesteśmy przy muzyce... 

"Podżeganie do ludobójstwa Palestyńczyków trafiło do głównego nurtu w izraelskiej kulturze popularnej, a ludobójcze pieśni i hymny regularnie zajmują czołowe miejsca na listach przebojów" - czytamy w aktach, które prawnicy z RPA skierowali do Międzynarodowego Trybunału w Hadze. Oto cztery z piosenek, którą przywołują w materiale dowodowym - i zarazem pewnie najpotworniejsza playlista, jaką przyjdzie wam kiedykolwiek zobaczyć:

  • "Niech twoja wioska płonie". Popularna piosenka chętnie śpiewana przez Izraelczyków w miejscach publicznych. W tekście: wezwania dla izraelskiej armii, żeby "bez żadnych ostrzeżeń" wystrzeliwała "rakiety jak deszcz", dopóki "Gaza nie zostanie wymazana" z powierzchni ziemi.
  • "Harbu Darbu". Piosenka duetu Ness i Stilla. Tytuł to taka zniekształcona fraza pochodząca z arabskiego, która odnosi się do "niszczenia wroga". W tekście znajdujemy słowa o "niszczeniu Gazy", "zamieniania Gazy w parking" i o tym, że "wybaczenia nie będzie". Piosenka przez pięć tygodni była na szczycie izraelskiej listy przebojów. Śpiewano ją dla dzieci na szkolnych akademiach.
  • "Pieśń przyjaźni". Tę piosenkę śpiewały już same izraelskie dzieci. Tekst: "Jesteśmy dziećmi pokolenia zwycięstwa [...] Za rok nic już tam nie będzie [...] W ciągu roku unicestwimy wszystkich". 
  • "Kto jest szalony?". Piosenka zespołu Duda Gang (3,8 mln wyświetleń na YouTube). W tekście: "Weszliśmy do Gazy i wyjdziemy dopiero, kiedy jej nie będzie [...] W Gazie nie macie już żadnych dzielnic, w Gazie nie ma już co pić, w Gazie nie będziecie mogli pochować ciał. Idzie na was IDF, cała kompania, wasze domy walą się bez przerwy [...] Żegnajcie, wy dz*wki, wszystkie wasze Fatimy wyglądają jak [dźwięk wymiotów] [...] Nie macie chleba i wody, o, i domu też nie macie". 

Ktoś, kto bardzo chciałby się bawić w adwokata diabła, mógłby w tym momencie powiedzieć: no dobrze, jest to nieludzkie, ale to wszystko jest przecież po hebrajsku, mowa o izraelskich piosenkach na izraelskich listach przebojów. Może Europa po prostu o tym nie wie - i dlatego szokuje ją Bob Vylan z "Death to the IDF", a nie szokują izraelskie dziewczynki wyśpiewujące o ludobójstwie. Ale przecież Izraelczycy przyjeżdżają także do Europy. I tu też różne rzeczy skandują

"Śmierć Arabom". Przenieśmy się o kilka miesięcy wstecz. Jest listopad 2024, trwają rozgrywki Ligi Europy. Ajax Amsterdam gra u siebie z drużyną Maccabi Tel Awiw. Z tej okazji do Holandii zjeżdżają izraelscy kibice - i starają się rozpętać rozróbę. Chodzą po mieście z metalowymi prętami, wywlekają z auta taksówkarza, ściągają z budynku mieszkalnego i podpalają palestyńską flagę. W ramach kibicowskich przyśpiewek skandują zbiorowo "Śmierć Arabom", "J***ć Arabów" i "Wygramy, wygramy, niech wygra IDF". Po ataku na taksówkarza organizują się inni amsterdamscy kierowcy; dochodzi do starć lokalsów z przyjezdnymi. Ostatecznie policja aresztuje ponad 60 osób, a izraelscy kibole wracają do Tel Awiwu. Rząd Benjamina Netanjahu specjalnie wysyła po nich samoloty.

I co? I nic. Zbulwersowany mową nienawiści Izraelczyków na europejskiej ziemi nie jest żaden europejski premier. Nikt nie obkłada izraelskich kiboli zakazem wjazdu do kraju jako "niemile widzianych gości gloryfikujących przemoc". Przeciwnie. Premier Dick Schoof mówi o "szokujących antysemickich atakach". A burmistrzyni Amsterdamu Femke Hamsala w pierwszym odruchu porównuje starcia kiboli Maccabi z mieszkańcami do nocy kryształowej i hitlerowskich pogromów Żydów.

Kto karmi antysemityzm?

Opinię o haśle "Death to the IDF" każdy może sobie wyrobić we własnym sercu. Podobnie zresztą jak opinię na temat innych punkowych tekstów Boba Vylana - w których padają m.in. słowa o tym, żeby obalić pomnik Churchilla, zabić królową albo wykopać z grobu Margaret Thatcher. To, na co warto zwrócić uwagę, to reakcja klasy politycznej i mediów. BBC nie tylko posypało głowę popiołem za to, że nie przerwało transmisji występu Boba Vylana; jeszcze przedtem ogłosiło, że celowo nie pokaże koncertu Kneecap z Glastonbury ze względu na antyizraelską postawę zespołu. Europejscy i amerykańscy politycy prześcigają się w wyrazach oburzenia, kiedy padają słowa solidarności z Palestyną i potępienia dla Izraela. A jednocześnie milczą jak zaklęci, kiedy do mordowania ludzi nawołują Izraelczycy - nie tylko piosenkarze, ale także rządzący; nie tylko w Izraelu, ale także w Europie. 

Zwykli ludzie dostrzegają tę rozbieżność - i są nią w oczywisty sposób oburzeni. W całej Europie spada sympatia do Izraela i rośnie dla Palestyny. Aktów sprzeciwu wobec ludobójczych działań rządu Netanjahu pojawia się coraz więcej. A europejscy politycy bez cienia refleksji nazywają je "antysemityzmem" - tak jakby judaizm i zbrodnie popełniane przez izraelską armię miały rzekomo być ze sobą powiązane. To oczywista nieprawda - żydowskie ruchy antywojenne są popularne i w Europie, i w USA, a obecnie nawet w samym Izraelu. Sklejanie judaizmu z ludobójstwem prowadzonym przez rząd Netanjahu robi krzywdę żydowskim społecznościom na całym świecie. A korzysta na nim za to brunatna skrajna prawica. Rosnącą społeczną emocję wściekłości na bezkarność Izraela i bierność klasy politycznej zagospodarowują dziś takie postaci jak Grzegorz Braun. Europejscy rządzący zabrnęli w ślepy zaułek. Tropiąc antysemityzm tam, gdzie go nie ma, karmią prawdziwych antysemitów.

Przeczytaj źródło