Ze swojego rozwodu Agnieszka zapamiętała tylko jedną scenę: kiedy sędzia zapytała ją, czy chce pozostać przy nazwisku męża, czy wrócić do panieńskiego. Spanikowała, zaczęła gorączkowo tłumaczyć, że mąż się zgodził, by zatrzymała jego nazwisko. – Bardzo mi na tym zależy, zrosłam się z nim, w pracy też tylko pod nim jestem znana – przekonywała, patrząc błagalnie na męża.
– Proszę się uspokoić – uśmiechnęła się sędzia. – Mąż nie może pani odebrać nazwiska, nawet gdyby chciał.
– Naprawdę? – ucieszyła się Agnieszka, 48-letnia specjalistka ds. promocji w dużym warszawskim wydawnictwie.
– Tak, ma pani prawo je zatrzymać – powiedziała sędzia. – Zdziwiłaby się pani, ilu mężczyzn mimo wszystko próbuje odebrać byłej żonie nazwisko – dodała z westchnieniem.
Agnieszka i jej mąż dostali rozwód po tej jednej rozprawie. Już po wszystkim wyszli na korytarz i podziękowali sobie za przeżyte wspólnie lata. A potem się uścisnęli i każde poszło w swoją stronę: ona na spotkanie z facetem, dla którego wtedy straciła głowę, on wrócił do pracy.