Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Nie 1/5, nie 1/3, lecz aż 44,2 proc. - za tyle produkcji energii elektrycznej odpowiadały w czerwcu źródła odnawialne. To nie tylko kolejny rekord w tym roku, po maju ( prawie 39 proc. prądu z OZE) i kwietniu (37 proc.). Według tych wstępnych danych, prezentowanych przez Forum Energii, czerwiec był pierwszym miesiącem w historii, kiedy w Polsce mieliśmy więcej prądu z OZE niż z węgla. Ten drugi odpowiadał za 43,3 proc. produkcji.
Zobacz wideo Katastrofalny stan wody w Wiśle. Ujęcia z drona
Rekordowy miesiąc dla OZE
Jak czytamy na portalu think-tanku Forum Energii, na czerwcowy "przełom" złożyła się duża produkcja energii z wiatru i słońca. Instalacje biomasowe (także zaliczane do OZE) miały w tym niewielki udział, zaś elektrownie wodne - marginalny.
Więcej energii słonecznej mieliśmy dzięki dużej liczbie nowych instalacji zbudowanych przez ostatni rok. Według najbardziej aktualnych danych (na początek maja) całkowita moc zainstalowanych w Polsce elektrowni słonecznych wynosiła 23 gigawaty, co oznacza przyrost o 23 proc. rok do roku. Zaś produkcja energii z fotowoltaiki w czerwcu była o prawie 30 proc. wyższa niż rok wcześniej.
Wiatrakom pomogła zaś przede wszystkim pogoda. Całkowita moc zainstalowana wiatraków była w czerwcu tego roku tylko niespełna 7 proc. wyższa niż przed rokiem. Jednak wyprodukowały one około dwa razy tyle prądu, co w czerwcu 2024 roku. Tak duża produkcja jest latem dość nietypowa, bo zazwyczaj to chłodniejsza połowa roku jest tą bardziej wietrzną. To oznacza też, że wolne tempo, w jakim przybywa nam wiatraków, przekłada się na mniej zielonego prądu zimą.
Wiatraki potrzebne na zimę
Jak zwróciła uwagę szefowa Forum Energii Joanna Pandera, 10 lat temu Polska miała duży problem rosnącego zapotrzebowania na energię latem. W 2015 roku duże zapotrzebowanie na prąd połączone z suszą spowodowały poważne problemy dla naszego systemy energetycznego i trzeba było walczyć, by uniknąć blackoutu.
Jak pisze Pandera, wraz z szybkim rozwojem fotowoltaiki, skończyły się nasze letnie problemy z pokryciem zapotrzebowania na energię latem. "Teraz dla odmiany rośnie problem szybko rosnącego zimowego zapotrzebowania na energię" - zauważyła.
A jak piszą eksperci think-tanku, w obecnych warunkach powtórzenie rekordów OZE zimą będzie trudne, "co przełoży się również na wyższe ceny spotowe energii elektrycznej". W tabeli poniżej widać wyraźnie, że w ostatnich latach letnie miesiące stały się najbardziej "zielone" (dzięki fotowoltaice), a druga część roku nie nadąża za tym tempem zmian.
To - pisze Forum Energii - "konsekwencja słabego rozwoju lądowej energetyki wiatrowej". W ciągu roku przybyło sześciokrotnie więcej mocy z nowych instalacji fotowoltaicznych niż z farm wiatrowych. Powodem powolnego rozwoju lądowej energetyki wiatrowej jest zaś przede wszystkim prawo wprowadzone przez PiS w 2016 roku. Obowiązująca od tego czasu zasada 10H blokowała możliwość budowy wiatraków w odległości nawet 1-1,5 km od domów (10H - 10-krotność wysokości wiatraka). Dopiero w 2023 roku umożliwiono wyjątek od tej reguły i budowanie wiatraków 700 metrów od zabudowań, przy spełnieniu kilku warunków.
To spowodowało niemal zatrzymanie rozwoju energetyki wiatrowej na lądzie. Przez ostatnie lata oddawane do użytku były głównie projekty, które otrzymały odpowiednie zgody jeszcze na starych zasadach. Na nowe farmy wiatrowe, budowane na mocy przepisów o 700 metrach, musimy jeszcze poczekać. Efektem jest to, że latem nasza produkcja energii z OZE stopniowo rośnie, ale zimą rozwój jest bardzo mozolny - bo wiatraków przybywa powoli.
Wkrótce Senat ma zająć się rządową ustawą, która likwiduje zasadę 10H i przywraca 500 metrów jako minimalną odległość wiatraków od domów.
Wzrosty OZE
Jednak niezależnie od losów ustawy (która do wejścia w życie będzie wymagała podpisu prezydenta), w kolejnych latach energetyka odnawialna będzie rozwijać się dalej, a udział węgla w produkcji energii będzie spadał. Brak zmiany minimalnej odległości wiatraków od zabudowań z 700 metrów na 500 nie odblokuje pełnego potencjału sektora, jednak w tej chwili na rynku są większe wiatraki o znacznie większej mocy. Zatem budowa mniejszej liczby, ale silniejszych turbin może zrekompensować mniej terenów pod inwestycje - pisał portal green-news.pl.
Trwa też budowa polskich farm wiatrowych na morzu - pierwszy z nich właśnie został ukończony. Prąd popłynie z nich po raz pierwszy już w przyszłym roku, a przez kolejne 5 lat zbudowanych ma być prawie 6 gigawatów morskich farm wiatrowych. To ponad połowa mocy wszystkich lądowych wiatraków, które mamy obecnie w Polsce. Do tego na morzu wieje więcej, więc te turbiny będą produkować więcej prądu niż lądowe.
W najbliższych latach szybko powinien rozwijać się też sektor magazynowania energii - zarówno w skali przemysłowej, jak i w domowych magazynach. Według niektórych przewidywań można spodziewać się tu podobnego boomu, jak ten na domową fotowoltaikę w ostatnich latach (o ile rząd nie wprowadzi skrajnie niekorzystnych przepisów dla domowych magazynów).
Magazynowanie energii pozwoliłoby nam lepiej radzić sobie z rosnącym problemem - przymusowym wyłączeniem części OZE. W czerwcu jego skala była rekordowa. Jak tłumaczy Forum Energii, redukcji pracy OZE (przede wszystkim wielkoskalowych instalacji fotowoltaicznych) jest wynikiem "konieczności utrzymania stabilności systemu elektroenergetycznego, niskiej elastyczności pracy źródeł węglowych i utrzymania ich pracy na minimum technicznym".
Elektrownie węglowe nie są przystosowane do tego, by być w szybkim tempie włączane i wyłączane. Gdy w ciągu dnia rośnie produkcja energii słonecznej, praca jednostek węglowych jest ograniczana. Ale ich produkcja nie może spaść do zera, jeśli mają zwiększać produkcję, gdy zachodzi słońce. Efektem jest to, że w okolicy południa część prądu z fotowoltaiki nie "mieści" się w systemie i jest ona odłączana. Ale kiedy na dużą skalę zaczną działać magazyny energii, to ten nadmiar w ciągu dnia będzie wykorzystany do ładowania baterii, a te oddadzą prąd wieczorem.
Węgiel będzie spadać
Poza odnawialnym źródłami energii, w kolejnych latach oddawane do użytku będą też elektrownie gazowe. Rozwój gazu i OZE będzie coraz bardziej wypierał węgiel z naszego systemu energetycznego. Według scenariusza z (jeszcze niezaakceptowanego) rządowego planu klimatycznego, w tym roku OZE mogą odpowiadać za 31 proc. naszego zużycia energii. W tej chwili wygląda to prawdopodobnie - w pierwszej połowie roku stanowiły one nieco ponad 30 proc. naszej produkcji prądu.
Ten sam scenariusz prognozuje, że w 2030 roku źródła odnawialne będą pokrywać już dobrze ponad połowę (56 proc.) naszego zużycia energii elektrycznej. Wraz uruchamianiem nowych elektrowni gazowych, te dwa czynniki będą wypychać węgiel z energetyki. Z czasem jego rola zostanie ograniczona do uzupełniania systemu przez ograniczony czas (np. okresy niskiej produkcji z OZE ze względu na pogodę).
Jak zauważa Forum Energii w swoim corocznym raporcie, sektor energetyczny potrzebuje jednak dalszych zmian. Starzenie się elektrowni węglowych, koszty uprawnień do emisji oraz obciążenie gospodarki dużą ilością CO2 energetyki wymagają przyspieszenia transformacji, a więc m.in. wzmocnienia rozwoju energetyki wiatrowej na lądzie. Konieczna jest też "modernizacja infrastruktury, rozwijania magazynowania i wsparcia dla elastyczności po stronie odbiorców".