Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Nadzieję zawsze mieć warto, ale tym razem twardo stąpajmy po ziemi. Patrząc realnie nie mamy aż tylu argumentów, by liczyć na to, że wyjdziemy z grupy, więc cudów nie oczekujmy. Cieszmy się raczej chwilą i faktem, że w ogóle w tym miejscu jesteśmy.
Polska kobieca piłka – w przeciwieństwie do tej w wydaniu panów - w ostatnim czasie daje nam ogromny powód do dumy. Wszystkie reprezentacje wystąpią/wystąpiły w bieżącym roku na mistrzostwach swoich kategorii wiekowych. Mieliśmy już udział w ME U-17, jak i w Euro U-19, które co prawda organizowaliśmy i awans nań mieliśmy zapewniony, ale drużyna pod wodzą Marcina Kasprowicza (który wcześniej zdobył brąz ME U-17 i zagrał w finałach mistrzostw świata, przegrywając minimalnie mecz 1/4 finału z późniejszymi triumfatorkami z Korei Północnej) i tak uczestniczyła w eliminacjach i to zwyciężając w swojej grupie! W ostatnim spotkaniu kwalifikacji Polki wygrały 2:1 z Niemkami, czym zamknęły im drogę do występu w turnieju głównym. Nikt nie może więc powiedzieć, że dziewczyny dostały ten turniej w "prezencie". Zresztą o mały włos nie awansowały przecież do ćwierćfinału. Do pełni szczęścia zabrakło zaledwie jednego gola więcej. W piątek, już na inaugurację seniorskiej imprezy, musimy mieć świadomość, że będzie o to zdecydowanie trudniej. Nasza zachodnie sąsiadki to po Angielkach, Hiszpankach i Francuzkach główne kandydatki do znalezienia się co najmniej w strefie medalowej.
ZOBACZ TAKŻE: PZPN planuje budowę ośrodka dla reprezentacji. Wiadomo, gdzie powstanie
Niemki prowadzi Christian Wueck, były piłkarz klubów Bundesligi, który z męską reprezentacją U-17 był mistrzem i wicemistrzem Europy oraz złotym medalistą MŚ w tej kategorii wiekowej. Nie jest zresztą jedynym znanym nazwiskiem selekcjonerskim na tej imprezie, bo za Holenderki odpowiada Andries Jonker, kiedyś prawa ręka Louisa Van Gaala w Bayernie Monachium i Barcelonie. To być może pewna nowa tendencja w kobiecym futbolu, że coraz częściej pojawiają się w nim znane nazwiska także z męskiej piłki. U nas już dawno z dziewczynami w Łodzi pracuje Marek Chojnacki, a w Szczecinie Piotr Łęczyński, który po sukcesach z męską młodzieżą w Pogoni zdobył z kobiecą "Dumą Pomorza" mistrzostwo Polski i pokazał się także w Europie.
Największą furorę robi ostatnio co prawda Karolina Koch w GKS-ie Katowice, która poważnie myśli o prowadzeniu męskiej drużyny ale na to, by te dwa światy zaczęły się wzajemnie przenikać w obie strony jest jeszcze chyba u nas trochę za wcześnie. "Światopoglądowo", nie merytorycznie…
Szwajcarskie Euro spuentuje nasz dobry czas w kobiecej piłce, ale ważne jest to, co czekać nas będzie dalej. PZPN chce stworzyć drużynę do lat dwudziestu, aby wypełnić lukę, która pojawia się między reprezentacjami U-17 i U-19, a pierwszą drużyną narodową. Aby najbardziej utalentowane dziewczyny miały przestrzeń i możliwość zakładania koszulki z "białym orłem" oraz regularnej walki na arenie międzynarodowej. Tylko mecze z najlepszymi reprezentacjami będą je rozwijać.
Przez ostatnie pół roku, grając w zasadzie tylko w Dywizji B Ligi Narodów i meczach towarzyskich drużyna Niny Patalon nie miała okazji grać z tej klasy przeciwniczkami, z jakimi za chwilę będzie mierzyć się w turnieju o mistrzostwo Europy. Strategia przeciw Niemkom, Szwedkom czy Dunkom, będzie musiała być inna, niż grając z Bośniaczkami, Rumunkami czy piłkarkami Irlandii Północnej. To także będzie gigantyczne wyzwanie dla Niny Patalon i jej zawodniczek. Trzymajmy więc za nie mocno kciuki, ale w balonik absolutnie nie dmuchajmy.
Jeżeli nawet ten turniej szybko się dla nas skończy niech będzie początkiem naszych regularnych obecności w imprezach tej rangi. Ziarnko zostało zasiane już w 2013 roku podczas złota naszych dziewcząt na mistrzostwach Europy do lat siedemnastu. Nomen omen także w Szwajcarii i też z Ewą Pajor w roli głównej. Zbiory tym razem nie będą pewnie obfite, ale bez względu na wynik proszę, byśmy w razie niepowodzenia na nasze panie spojrzeli bardziej łaskawym okiem niż… po podobnych wynikach na mężczyzn.