Alkohol był magiczny z powodu tego, jak się dzięki niemu czułam — od pierwszego łyka. Uderzał w moje podniebienie i trafiał prosto do mózgu, dając poczucie, że wszystko jest w porządku, a w moim świecie panuje spokój i harmonia. Czułam się dobrze.
Choć jako ambitna licealistka ze skłonnością do perfekcjonizmu rzadko czułam satysfakcję, po alkoholu byłam zadowolona. To mnie oczarowało.
Aura niezwykłości zniknęła równie szybko, jak się pojawiła, a ja nauczyłam się nienawidzić alkoholu za uczucia, które pojawiły się po pierwszym łyku.
Kac, urwany film oraz poczucie winy i wyrzuty sumienia towarzyszące porankom po piciu, wpędziły mnie w spiralę wstydu, której moi przyjaciele i bliscy zdawali się nie doświadczać ani nie rozumieć.