Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Michał Białoński, Polsat Sport: Gratuluję panu sukcesu Igi Świątek, która jako pierwsza Polka wygrała Wimbledon. Prowadził pan ją na początku przygody z tenisem, gdy miała sześć lat aż do momentu, w którym skończyła 10 lat. Zatem dołożył pan swoją cegiełkę, zarażając ją tenisem. Co sprawiło, że Świątek dopiero teraz pokochała trawę, a nie tylko korty ziemne, czy sztuczne?
Artur Szostaczko, pierwszy trener Igi Świątek, Warszawianka: Od dawna wierzyłem w to, że Iga wygra Wimbledon. Z prostej przyczyny. Jedynym turniejem wielkoszlemowym, który wygrała będąc juniorką, w wieku 17 lat, to był właśnie Wimbledon. Dlatego zagadką było dla mnie, dlaczego jako seniorka, aż do teraz nie radziła sobie na trawie.
ZOBACZ TAKŻE: Świątek spotkała się z serialową idolką. Zrobiła jej niespodziankę (WIDEO)
Do jakich wniosków pan dochodził?
Że może szwankować strona mentalna. Warto zwrócić uwagę na to, że ma innego trenera.
Belga Wima Fssette’a, który trenuje Igę od października ubiegłego roku.
Wcześniej byli Piotr Sierzputowski i Tomasz Wiktorowski. Zastanawiało mnie, czy oni świadomie wybierali tę „cegłę”, bo Iga powtarzała, że właśnie na niej najlepiej się czuje i właśnie w Paryżu widzieli szanse na zwycięstwo w Wielkim Szlemie. Być może jednak Iga sama nie dopuszczała myśli, że może triumfować również w Wimbledonie. Teraz dopięła swego. Pozostaje jej życzyć, by zwyciężyła również w Australian Open, czyli na jedynym Wielkim Szlemie, którego jeszcze nie wygrała. W tym roku Iga osiągnęła tam półfinał, czyli najlepszy wynik spośród dotychczasowych startów w Melbourne. Świątek odpadła dopiero po tie-breaku z późniejszą triumfatorką Madison Keys.
Zatem Świątek była blisko triumfu w Australii i możemy być spokojni, że teraz znajdzie bodziec, aby jeszcze lepiej się przygotować do przyszłorocznej edycji.
Wcześniejsze edycje Australian Open nie wychodziły Idze równie dobrze. Odpadała w trzeciej i czwartej rundzie. Można było odnieść wrażenie, że jest źle przygotowana, ale po powrocie z Antypodów potrafiła zachwycić, jak w 2022 r., gdy odniosła 37 zwycięstw z rzędu.
Pamiętajmy jednak, że poza Wielkimi Szlemami, ostatnie 12 miesięcy było dla Igi słabych. Przecież ponad rok czekała na wygranie jakiegokolwiek turnieju.
Od ubiegłorocznego Rolanda Garrosa.
Dlatego triumf na Wimbledonie był najmniej oczywisty. Żeby wyjść z twarzą, każdy w teamie Igi może powiedzieć, bo tak się robi, że naszym celem był Wimbledon. Jeżeli tak to zostanie przekazane, to ja to także „kupię”, bo sukces jest niesamowity.
Każdy trener ma na pewno jakieś swoje priorytety. W zeszłym roku były nim igrzyska w Paryżu. Iga zdobyła wprawdzie brązowy medal, ale liczyła złoto. Po Paryżu jej gra się „posypała”, ale nie ma się co dziwić. Ona na igrzyska była „zafiksowana” już od dziecka. Ciśnienie w tym kierunku zawsze robił ojciec.
Również olimpijczyk, tyle że wioślarz z Seulu. A matka Igi?
Mama Igi nie była zwolenniczką, aby córka poświęciła życie tenisowi. Chciała, by - podobnie jak starsza córka Agatka - Iga została stomatologiem. Agata zresztą dobrze sobie radzi w tym zawodzie. Najważniejsze, że Iga poszła za ciosem i mamy fenomenalne wyniki, z których wszyscy się cieszymy i trzymamy kciuki!
Co zmienił Wim Fissette, że w końcu udało się wygrać Wimbledon? Wojciech Fibak akcentuje, że forhend uległ poprawie, dzięki czemu Iga wybiła oręż z rąk rywalek, które wpadają w panikę.
Przed Wimbledonem i turniejem w Bad Homburg nie widziałem żadnych zmian, a jeśli już, to te na niekorzyść. Wystarczy sięgnąć pamięcią do rozegranego bodaj 1 maja meczu w Madrycie z Coco Gauff, który Iga przegrała 1:6, 1:6 i nie była w stanie trafić w kort dwóch piłek z rzędu ani z forhendu, ani z bekhendu. Czyli ta strona mentalna była jej największym problemem. Iga forhendem potrafi uderzać od dawna, zawsze potrafiła, tyle że na jednej wysokości. Z powodu przesunięcia na uchwycie rakiety, trudniej jej uderzać forhend po zagraniach slajsem. Ale rywalki nie stosowały slajsa, a na trawie to już jest w ogóle absurd, ale to nie jest nasz problem.
Ale coś musiało ulec zmianie, skoro dopiero tym razem udało się podbić Wimbledon?
Na pewno wielką pracę wykonała pani psycholog we współpracy z trenerem. Od pierwszych spotkań na Wimbledonie mowa ciała Igi dawała wyraźny przekaz: „Jestem pewna siebie”, „Wiem, po co tu przyjechałam”. Wcześniej zbyt łatwo przychodziło załamanie, niepewność, rozczarowanie, krzyczała, rzucała rakietą, z bólem serca się to oglądało. Mówiłem wówczas do siebie: „To nie jest ta Iga”. Tymczasem na Wimbledonie było zupełnie inne oblicze Igi. Nowe otwarcie, jakbyśmy zaczęli czytać nową książkę. Najważniejsza była pewność. Gdy człowiek jest spokojny, ma wszystko w głowie poukładane, gra dobrze na korcie, to z automatu wszystko się układa.
I okazało się, że Iga nie zapomniała jak się gra. Możemy rozmawiać o prędkości serwisu, ale gdy Tomek Berkieta w Australii zaserwował najmocniej spośród wszystkich tenisistów – 233 km/h, Hubert Hurkacz powiedział bardzo mądrą rzecz: „Nie liczy się tylko siła, ale też celność, dokładność uderzenia”. Tego mi jeszcze trochę brakuje u Igi. Oczywiście, jeżeli kobieta serwuje ponad 180 km/h, to jest to już dobra prędkość.
Serena Williams potrafiła serwować ponad 200 km/h.
No tak, ale pamiętamy, jaką ona miała masę mięśniową. Iga jest też doskonale zbudowana, ale takiej masy nie ma. Venus Williams też serwowała po 202 km/h, ale przy wzroście 188 cm miała z kolei dłuższą „dźwignię” – ręka plus rakieta. Musimy to wszystko uwzględniać, ale Iga jest na dobrej drodze. Powtarzałem od czterech lat, że trzeba udoskonalić jej serwis, ale bardziej jeśli chodzi o chowanie, zmianę kierunków, a nie jednostajne serwowanie. Byłem wówczas hejtowany, bo ludzie, którzy się nie znają albo mają kłopoty z czytaniem ze zrozumieniem, mówili: „Ale co ten trener się czepia, skoro Iga trafia w karo serwisowe”. W karo Iga trafiała nawet jako mała dziewczynka, ale teraz chodzi o trafienie w linię bądź blisko niej. Najważniejsze, że teraz serwis Igi się poprawił, dzięki czemu z automatu dostaje krótsze returny, po których łatwiej zaatakować agresywnie. Natomiast jeśli po słabszym serwisie Iga była w defensywie, to jakby nie grała, to zawsze wkradała się niepewność.
Dlatego podkreślam, na Wimbledonie pochwaliłbym Igę najbardziej za wykonanie pracy ze strony mentalnej. Już w momencie wyjścia na kort widać było po jej twarzy, mowie ciała, że jest pewna i wie, po co przyjechała do Londynu. I to był największy atut Igi według mnie.
Forma Igi szła też w górę, w miarę rozwoju turnieju. W półfinale straciła zaledwie dwa gemy, w finale żadnego, co zdarzyło się po raz pierwszy od ponad stu lat!
Oczywiście, Iga weszła w mecz na najwyższych obrotach, ale Anisimova w ogóle „nie dojechała” na ten mecz. Nie walczyła tak mocno jak dwa dni wcześniej na tym samym korcie w starciu z Sabalenką. W finale trudno oceniać taktykę Igi, bo rywalka nie postawiła wielkiego oporu. Dla nas najważniejsze jest to, że Iga Świątek osiągnęła historyczne zwycięstwo i z tego się powinniśmy cieszyć, bo to wielkie wydarzenie dla całej Polski, nie tylko w ujęciu sportowym, ale też znacznie szerszym!