Pan Tadeusz z Warszawy (branża metalowa) przyjeżdża do Międzyzdrojów od 1958 r. Początki były takie, że się dostawało przydział do pokoju z obcymi, dobieranymi jak leci. A czasami z klucza branżowego. Kupowało się żubrówkę, rozpijało. Teraz pan Tadeusz nie ma tak mocnej głowy, ale sentyment do Funduszu Wczasów Pracowniczych mu został. W tym roku wykupił sobie w ośrodku FWP pobyt od maja do końca wakacji: pokój z łazienką w ośrodku kategorii pierwszej. Tyle że stołówki nie ma na miejscu, trzeba chodzić do Posejdona, który ma kategorię premium. Jemu akurat spacer dobrze robi, ale zdarza się wczasowicz marudny, który nie lubi iść na śniadanie w deszczu, bo boi się, że mu skarpetki w sandałach całkiem przemokną.
Najgorzej mają ci, którzy wykupią miejsce w ośrodku drugiej kategorii: pokój z umywalką przy szafie, ubikacje na korytarzu, do stołówki pół kilometra. Tu personel musi wykazać się podejściem bardziej psychologicznym niż dawniej, gdyż wczasowicz obecnie jest mniej proszący i dziękujący. Bywa raczej podminowany. O, choćby teraz: do pani pokojowej sunie blondynka niskiego wzrostu, w ręku trzyma peta. – Proszę, dowód! – mówi. – Te dwie babki, co mieszkają na górze, wyrzucają pety przez okno. Jeszcze się tu coś zajmie i będzie. No proszę – blondynka wciska niedopałek pani pokojowej.