Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
54-letni Kopczewski został wiceprezesem ds. szkolenia, choć według przedwyborczych prognoz w ogóle się na to nie zanosiło, bo na stanowisku miał pozostać Maciej Mateńko. Ten drugi nie dostał jednak wymaganej liczby głosów z sali, podobnie jak dwóch innych wiceprezesów. Kandydatura Kopczewskiego była wręcz naturalna, biorąc pod uwagę, że przed czterema laty to on był największym faworytem, by zająć się szkoleniem. Już kilka miesięcy temu pisaliśmy, że jeśli dojdzie do roszad personalnych, to właśnie Kopczewski jest murowanym kandydatem do objęcia tej niezwykle odpowiedzialnej roli. Nasz rozmówca jest trenerem, edukatorem, szefem Podlaskiego Związku Piłki Nożnej, ma licencję UEFA Pro i lata doświadczeń u boku wielu ekstraklasowych szkoleniowców.
W cyklu naszych rozmów z nowymi wiceprezesami zapytaliśmy Kopczewskiego:
- czy obszar, którym się zajął, wymaga fundamentalnych zmian;
- czy odbiera telefony z sugestiami, by zwolnić konkretnych ludzi i zatrudnić innych wskazanych;
- kto znajdzie się w gronie jego doradców;
- jak ocenia i czy zamierza rozmawiać z poprzednikiem;
- co będzie największym jego sukcesem za cztery lata.
Jakie ma pan doświadczenie?
Wieloletnie, na rozmaitych szczeblach. Siedem lat w akademii Jagiellonii Białystok, wiele lat jako asystent wielu polskich trenerów, m.in. Michała Probierza, Kamila Kieresia, Jana Złomańczuka. Samodzielnie prowadziłem dwa zespoły w II lidze. Mam oczywiście licencję UEFA Pro, ale i bardzo ważne wykształcenie na Akademii Wychowania Fizycznego.
Czy tego pan chciał i tego się spodziewał?
Jest to pewne zaskoczenie, bo przecież pierwszą nominację na to stanowisko dostał Maciej Mateńko. Wydawało się niemożliwe, by sala go nie poparła, więc nie myślałem o tej roli. Kiedy jednak do tego doszło i usłyszałem swoje nazwisko, nie ukrywam, że się ucieszyłem.
Nie znam nikogo, kto tak długo i cierpliwie czekałby w PZPN na konkretne stanowisko.
Wróćmy do tego, co było cztery lata temu. Publicznie i wprost mówiono, że to ja się zajmę szkoleniem, ale tak naprawdę nie dostałem żadnej propozycji. Czy żałuję? Nie. Te cztery lata dodały mi jeszcze więcej dojrzałości, przemyślałem parę rzeczy i dziś do wielu spraw podchodzę inaczej niż w 2021 roku.
Zwłaszcza że mówimy o funkcji, która w opinii wielu jest jedną wielką miną, a wiceprezes ds. szkolenia jest jak saper – nigdy nie wie, co mu w dłoniach wybuchnie i niekoniecznie ma na to wpływ.
Tak, zgodzę się z tym. Ale już będąc powołanym na to stanowisko, doskonale zdaję sobie sprawę, jaka odpowiedzialność na mnie ciąży. Nie chcę pozwolić sobie na sytuację, w której środowisko piłkarskie czułoby zawód. Wiem, że to środowisko wyczekuje zmian, więc nie pozostaje mi nic innego jak działać.
Do tych zmian zaraz przejdziemy, ale jeszcze nieco pana przestraszę; my nigdy nie poznamy efektów pańskiej pracy, bo szkolenie to proces obliczony na dekadę i więcej. I na ogół nikt cierpliwie nie czeka na efekty, tylko ogłaszane są kolejne rewolucje.
Dokładnie. Zgodzę się, że jak w żadnym innym obszarze potrzeba tu cierpliwości na lata. Wiem dobrze, jak to wyglądało w niemieckiej federacji, która w niezadowoleniu po kolejnej przegranej imprezie zaproponowała nowy system szkolenia. Na efekty czekali dekadę i wierzę, że każdy związek stać na taką cierpliwość. Skąd czerpię optymizm? Choćby z podpisania umowy z Double Pass, to bardzo dobry krok, który pozwoli nam się rozwinąć w kwestiach szkoleniowych.
Pod warunkiem, że za cztery lata nie przyjdzie ktoś, kto uzna, że projekt jest do kosza i zacznie wszystko od nowa.
Dlatego w tym miejscu zdradzę moją kolejną aspirację – chcę tak współpracować ze środowiskiem, by było ono przekonane, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. By za cztery lata, niezależnie od tego, kto będzie prezesem, nikt nie drapał się w głowę, czy trzeba nam kolejnej rewolucji i kto ją przeprowadzi. Będę to podkreślał, że chcę przeprowadzać takie zmiany, które potencjalnie przyniosą efekty, ale będą akceptowane przez środowisko zajmujące się szkoleniem. Nie dla poklasku, ale dla synergii działania. Żebyśmy wspólnie pracowali nad obszarem, na którym się znamy.
Niespełna rok temu, kiedy przewidywałem, że zostanie pan wiceszefem federacji ds. szkolenia, w ten sposób oceniał pan ten obszar: „Działamy na opak; nie promujemy młodzieży, nie szanujemy polskich trenerów, zastanawiamy się, czy potrzebna jest nam ośrodek PZPN. Inni w tym czasie budują wielkie kompleksy, nie wahają się stawiać na młodych i nie podważają siebie nawzajem”. Coś się zmieniło i ile czasu potrzebuje pan, żeby we wszystkich tych obszarach zacząć działać?
Spróbuję odpowiedzieć na każdą z postawionych wtedy przeze mnie tez. Zaznaczę przy tym, że przy organizacji procesu szkolenia nie możemy ulegać presji czasu. Potrzebuję kilku tygodni, by wnikliwie zapoznać się ze stanem obecnym i powoli, ale konsekwentnie wdrażać w życie przyjętą strategię. Jeżeli chodzi o boiska, cieszę się, że Ministerstwo Sportu zapewnia o powiększeniu infrastruktury sportowej, budując kolejne „orliki”. Mam nadzieję, że te małe boiska to dopiero początek. Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że tam w większości przypadków rozpoczyna się przygoda młodych adeptów piłki nożnej. Ale co dalej? Wierzę, że kolejnym krokiem ministerstwa będzie projekt budowy boisk pełnowymiarowych, bo tych brakuje do dalszej pracy ze starszą młodzieżą. Nieoceniona jest też pomoc i wsparcie lokalnych samorządów. Kolejna sprawa, dla mnie niezwykle istotna, to ośrodek szkolenia PZPN. Tu pierwsze kroki zostały już wykonane, traktuje to jako ogromny sukces. Co do polskich trenerów i mojej wypowiedzi, będę mocno stał na stanowisku, że należy ich szanować, bo w niczym nie odbiegają od zagranicznych szkoleniowców. W Polsce panowało kiedyś przekonanie, że ktoś z zewnątrz jest lepszy od naszego, ale przykłady Adriana Siemieńca, Roberta Kolendowicza czy Mateusza Stolarskiego pokazują, że polski trener też dobrze i efektywnie pracuje. Pamiętajmy o doświadczonych szkoleniowcach, a mam na myśli Jacka Zielińskiego czy Macieja Skorżę, który rozwija swoją karierą w Japonii. To tylko kilka przykładów, zapewniam, że jest ich dużo więcej.
Przejdźmy do zmian. Jak głębokie one będą? Kosmetyczne, fundamentalne? Dotyczące filozofii czy personaliów?
Na personalia na razie nie wchodźmy, jest za wcześnie. Może nie powinienem o tym mówić, ale zaraz po wyborach wróciłem do domu i mocno przechorowałem ostatnie dni. Zwlokłem się z łóżka tuż przed wyjazdem do Szwajcarii na Euro kobiet z udziałem naszej reprezentacji. Dopiero wtedy mogłem oddzwaniać i odpisywać na wiadomości. Jedną z moich filozofii, którą zamierzam realizować, jest oddzielenie piłki nożnej wyczynowej od amatorskiej. Uważam, że w Polsce zbyt dużą wagę przywiązujemy do tego, by czekać na słabszych, zamiast rozwijać tych najlepszych. To nasz główny błąd.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli; nie chodzi o wywalenie projektów dla graczy późno dojrzewających, etc?
Nie, ale skoro już mówimy o tych projektach, to na ich efekty musimy cierpliwie poczekać kilka lat, a po drodze badać, czy zawodnicy o takim profilu są w stanie w późniejszych latach dogonić innych i na końcu zagrać w regularnych reprezentacjach. Za jakiś czas należy ocenić skalę i zastanowić się, czy warto dalej inwestować w ten obszar.
To co w takim razie ma pan na myśli?
Mamy problem z identyfikacją najlepszych. Rozmawiałem z Bartoszem Kubicą, który działa szkoleniowo na portugalskim rynku, zapytałem, kiedy w tym kraju rozpoczyna się prawdziwy proces szkolenia w tym kraju. Odpowiedział, że już w momencie rozpoznania talentu, nawet w wieku 4-5 lat. I tym zajmują się profesjonalne akademie. Jeśli w Polsce nie oddzielimy szkolenia profesjonalnego od amatorskiego, będziemy mieli problem, pogubimy priorytety. Dlatego pracą z najlepszymi powinni zająć się najlepsi i my musimy im w tym pomóc. Druga sprawa; spotykam się z komunikacją, że to zawodnik jest w centrum całego procesu, ale wrażenie mam odmienne, że to trener jest najważniejszy, dla niego to wszystko, dla niego ta cała piłka. Jeżdżę regularnie po turniejach dla najmłodszych, najwidoczniejsi i najgłośniejsi są trenerzy biegający z tablicami, układający swoim młodym drużynom taktykę. Przesuwają kapsle po tych tablicach, objaśniają kolejne schematy, a my po prostu zapomnieliśmy uczyć tych chłopaków grać w piłkę. Więc od razu pytam i chcę się za to zabrać, czy na kursach trenerskich UEFA C są zagadnienia dotyczące techniki? Pytam czasem kursantów o zagadnienia techniczne i w większości nie mają oni tej elementarnej wiedzy. Nie wiedzą nawet jak podzielić ten obszar, jakie są jego składowe, itd. Poszliśmy w zupełnie innym kierunku niż cały piłkarski świat.
W jaki sposób przeniesie pan ten rozdział piłki wyczynowej od amatorskiej na grunt PZPN?
Przede wszystkim czekam na audyt Double Pass, by zorientować się, jaka jest sytuacja w naszych klubach. Poznając wnioski, będzie można wnieść korektę. Dekadę temu brałem udział w międzynarodowym projekcje Master Class, wiem, że taka weryfikacja własnej wiedzy jest niezwykle potrzebna. By nie wylewać dziecka z kąpielą, potrzebne jest określenie stanu aktualnego.
Mówi pan o kłopocie z identyfikacją talentu, ale to wszystko zależy od ludzi. Gros trenerów, także w PZPN, patrzy na tu i teraz. Efektownie kiwa, znaczy będzie z niego drugi Messi. Mało kto zwraca uwagę na predyspozycje do rozumienia gry, cechy wolicjonalne, potencjał motoryczny, który może dać znać o sobie za kilka lat. Wystarczy spojrzeć, jak mały jest przepływ w reprezentacjach w danych rocznikach.
To prawda. W rozpoznaniu przyszłych reprezentantów seniorskiej piłki nie ma i nie powinno być jednolitej reguły. Znam wiele talentów, które od strony piłkarskiej świetnie się zapowiadały i tylko na zapowiedziach się skończyło. Wciąż odwołuję się do przypadku z Jagiellonii, który doskonale znam jako były szef tej akademii. Chodzi o Mikołaja Nawrockiego. Przez siedem lat pracy nie miałem do czynienia z większym talentem, a mimo to nigdy nie zagrał na poziomie profesjonalnym w dłuższym wymiarze czasowym. Szkoda. Wracając do meritum, jeśli będziemy dobrze szkolić w akademiach, doczekamy się tak dużej liczby jakościowych zawodników, że będzie wreszcie w kim wybierać.
Co jeszcze się panu marzy?
Żeby nasi trenerzy przestali wreszcie pięknie mówić, a zaczęli pracować nad jednostkami, które na takie indywidualne podejście zasługują.
O ile częściej dzwoni teraz pański telefon z sugestiami – zwolnij tego, zatrudnij innego?
Nie mam żadnego problemu, by wsłuchać się w każdy głos. Poza tym wiem, kto dzwonił i rozmawiał ze mną wcześniej, a kto odzywa się dopiero teraz po kilku latach, kiedy dostałem nominację. Zaskoczę pana, ale większość moich aktualnych rozmówców to przyjaciele, którzy pozostawali w kontakcie ze mną od lat. Co do różnych podpowiedzi, wyznaję zasadę i prezentuję taką postawę, że nieważne, co człowiek mówi, ważne, czy potrafi słuchać i wyciągać wnioski. Poza tym należy mieć własną optykę, bo jeśli będziemy jedynie sugerować się opinią innych - zupełnie jak w piłkarskim skautingu – daleko nie zajedziemy.
Ponieważ jest to druga i ostatnia kadencja Cezarego Kuleszy w roli prezesa, wszyscy liczymy na to, że wiceprezesi nie będą szli z nurtem, tylko będą podejmować decyzje najwłaściwsze dla interesu polskiej piłki…
Jeśli pan o to pyta, nie będę podejmował wyborów i decyzji politycznych. Czuję się bardzo odpowiedzialny za obszar, który mi powierzono. Wiem, że wszyscy będą patrzeć na moje działania, niemal każdy ma oczekiwanie zmian na lepsze. Nie zawaham się przed trudnymi decyzjami.
Przejdźmy do konkretów; widzi pan potrzebę zmian w departamencie szkolenia, w Szkole Trenerów i na stanowiskach selekcjonerów kadr młodzieżowych?
Nie podejmę żadnej pochopnej decyzji, wszystko poddam analizie, choćby w oparciu o raporty wszystkich reprezentacji młodzieżowych. Chcę zapytać o opinię na temat poszczególnych selekcjonerów Marcina Dornę, dyrektora sportowego związku. Spróbuję też dowiedzieć się od niego, jakie miał pomysły, jak jego zdaniem powinien obszar szkolenia wyglądać w przyszłości. Mając odpowiednią wiedzę, usiądę z prezesem i wiceprezesami, zarekomenduję swoje rozwiązania, pytając ich o zdanie w tych kwestiach. Nie boję się pytać i nie wstydzę się pytać. Nie mam patentu na wiedzę i mądrość, natomiast wiem, że w kwestiach merytorycznych moja rola będzie tu największa i najbardziej odpowiedzialna. Wszystko jednak rozpocznie się od wnikliwego audytu.
Obszarem totalnie niedocenianym w szkoleniu jest ten zdrowotny. Rozmawiałem ostatnio z dr. Piotrem Zagórskim, który jest przewodniczącym zespołu medycznego PZPN. Ma gigantyczną wiedzę na temat etiologii najpoważniejszych kontuzji w futbolu, ale mam wątpliwości, czy wiedza ta jest odpowiednio wykorzystana.
Dostrzegam problem, słysząc o licznych kontuzjach. Zgadzam się, że obszar ten wymaga badań i wniosków. Oczywiście mówi się, że sztuczna nawierzchnia jest przyczyną najdotkliwszych urazów, choćby zerwania więzadeł, ale zastanawiam się, czy tylko na tym należy zamknąć dyskusję. Poza tym przyczyn jest szereg, kiedyś przecież grało się na asfalcie, betonie, a urazów było mniej. Ale odpowiadając na pytanie, jestem mocno zainteresowany tym obszarem. Do dziś zastanawiam się, dlaczego Oskar Pietuszewski z Jagiellonii, którego znam od dziecka, zerwał więzadła w bardzo młodym wieku. Czy to kwestia nawierzchni, intensywności treningu, czy może inny powód. Teraz na szczęście wrócił na wysoki poziom, ale pytania wciąż pozostają.
Mogę trzymać pana za słowo również w kwestii piłki kobiecej, że potraktuje pan ten obszar bardzo poważnie?
Kobieca piłka mocno się rozwinęła, czego dowodem jest historyczny awans na Euro, które dla nas rozpoczęło się w piątek. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, kogo mamy w grupie, jakie są nasze szanse, ale i tak sam awans uznajemy to za duży sukces. Mamy strukturę, mamy zaplecze, dowodem są występy młodzieżowych reprezentacji. Trener Marcin Kasprowicz czego się nie dotknie, przekuwa w sukces. Czy to kadra U17, która przed rokiem wywalczyła brąz Euro i pojechała na mundial, czy kadra U19, która kilka tygodni temu była o krok od awansu do półfinału mistrzostw Europy, czeka nas kolejny mundial w tej kategorii wiekowej. Bacznie obserwuję karierę tego chłopaka, który wprost kolekcjonuje awanse na największe imprezy.
Wróćmy do pańskiego stanowiska. Mam wrażenie, że choćby pan stanął na głowie, wprowadził szereg pomysłów i tak zostanie pan oceniony przez pryzmat wyników pierwszej reprezentacji, względnie U21.
Ale czy to jest jakaś nowość? Nie tylko PZPN, wszystkie federacje w obszarze szkolenia weryfikowane są poprzez wynik pierwszej reprezentacji i kadry U21. To wizytówki.
To już na wstępie jesteśmy głęboko w tyle…
Zróbmy wszystko, żeby to naprawić.
Będzie pan miał wpływ na wybór selekcjonera pierwszej reprezentacji?
Decyzja należy do prezesa Kuleszy, ale będziemy rozmawiać na ten temat. Sądzę też, że zostanę zapytany o zdanie w sprawie wyboru. Znamy się z prezesem bardzo długo, pracowaliśmy razem w Jagiellonii, mamy do siebie zaufanie i wzajemny szacunek. Prezes zawsze liczył się z moim zdaniem, myślę, że tak będzie o w tej kluczowej dla polskiej piłki sprawie.
Wspomniał pan o Portugalii, czy to jest konkretny wzorzec, do którego chciałby się pan odwoływać?
Jestem zwolennikiem zbierania informacji, jak szkolą inni, niekoniecznie te topowe federacje, bo wzorzec musi przystawać do warunków, choćby kulturowo-antropologicznych, jakie mamy w Polsce. Nie da się jeden do jednego przenieść jakiegoś modelu, ale warto podglądać i czerpać z rozwiązań, które sprawdziły się gdzie indziej. Zróbmy coś swojego! Jeśli będziesz kopiował, zawsze będziesz tym drugim i nigdy nie będziesz sobą.
Kiedy następuje zmiana na kluczowych stanowiskach w dobrym tonie jest spotkać się, porozmawiać i wyciągnąć wnioski z poprzednikiem.
Z Maćkiem Mateńką jako członkowie zarządu spotykaliśmy się regularnie, mamy bardzo dobry kontakt, więc nie ma żadnego problemu z tzw. przekazaniem stanowiska.
Jak pan oceni pracę poprzednika?
Nie chcę tego oceniać. Ani nie jest to moja rola, ani nie jest mi to do niczego potrzebne. Nie mam zamiaru również krytykować Maćka za jego dokonania. Pracował, skończyła się jego kadencja, cieszę się, że delegaci wybrali mnie na to stanowisko. Temat należy zamknąć i spoglądać w przyszłość.
Pański poprzednik powołał grupę roboczą, która miała pomóc w rozwiązywaniu problemów polskiego szkolenia. Z kim pan chce współpracować, a kogo nie ma w tej chwili w PZPN?
Jest wielu fachowców, których cenię. Zawsze dobrze współpracowało mi się z dr. Krzysztofem Paluszkiem, obecnie szefem akademii Zagłębia Lubin i mógłbym wymienić kolejnych ludzi jak Rafał Ulatowski, Robert Kolendowicz, Adrian Siemieniec, Marek Wasiluk, Jacek Zieliński, Janusz Niedźwiedź, Marcin Wróbel. Nie przypadkiem większość tych ludzi była związana przed laty z projektem Big 6, a więc sześciu największych polskich akademii, których podopieczni spotykali się regularnie, rozgrywali mecze, a my dyskutowaliśmy i szkoliliśmy się wzajemnie. Nie wpuszczaliśmy rodziców, by zawodnicy nie byli poddawani dodatkowej presji, nie podawaliśmy wyników, by nie rywalizować, a współpracować. Chciałbym wrócić do tego pomysłu w dużo szerszym gronie. Wiedzą należy się dzielić.