Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
- Niemieckie służby celne intensyfikują kontrole dotyczące importu aut spoza UE, w tym klasyków z USA, Japonii i innych krajów
- Postępowania dotyczą głównie zaniżania wartości celnej aut, ale także naruszeń przepisów o chemikaliach
- Brak reakcji na wezwania może skutkować poważnymi konsekwencjami, zarówno w Niemczech, jak i Polsce
- Służby kontrolują dokumenty aut sprowadzonych nawet kilka lat temu i od dawna zarejestrowancych w Polsce
- Bez pomocy doświadczonego prawnika takie sprawy mogą się bardzo źle skończyć
Wiele aut sprowadzanych spoza terenu Unii Europejskiej do Polski trafia do nas przez Niemcy. To nie przypadek – chodzi m.in. o to, że unijny VAT przyjemniej płaci się w Niemczech, gdzie wynosi on nie 23 proc., jak w Polsce, a 19 proc. – przy droższych autach już z samego tego faktu wynikają zauważalne oszczędności. Co więcej, przy autach sprowadzanych drogą morską, często łatwiej znaleźć korzystny cenowo transport do niemieckiego portu. No i w Niemczech, mimo całej tamtejszej "analogowej" biurokracji, sprawy urzędowe załatwia się często wciąż nieco łatwiej niż w Polsce. W przypadku sprowadzanych do Polski aut z USA, "międzylądowanie" w Niemczech przez lata było w zasadzie normą – tam też odbywała się odprawa celna związana z wprowadzeniem pojazdu na Europejski Obszar Celny, w Polsce pozostawało jeszcze opłacenie akcyzy.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoOd kilku miesięcy osoby i firmy sprowadzające do Polski auta przez Niemcy, mają jednak powody do obaw, niestety często na własne życzenie. Coraz częściej niemieckie urzędy wysyłają do Polski listy z informacją o wszczęci postępowania karnego wobec importera, ewentualnie z wezwaniem do przedstawienia dokumentów potwierdzających wartość samochodu zadeklarowaną w dokumentach celnych. Często chodzi o auta sprowadzone już kilka lat temu!
Niemcy sprawdzili ile naprawdę zapłaciłeś za auto
To nie tajemnica, że osoby sprowadzające samochody, szukają metod na zaoszczędzenie na niemałych w końcu kosztach, szkoda tylko, że niektóre z tych sposobów są nielegalne. Znakomita część samochodów sprowadzanych do Europy z USA to samochody powypadkowe lub uszkodzone, kupowane w Stanach na aukcjach. Wygląda na to, że niemieckie służby uzyskały od organizatorów takich aukcji szczegółowe informacje o cenach transakcyjnych, a teraz na tej podstawie weryfikują dokumenty składane przez importerów w ciągu ostatnich lat. Jeśli się okaże, że cena na aukcji była wyższa od zadeklarowanej w dokumentach, wszczynają postępowanie karnoskarbowe. Sprawdzenie rzeczywistych cen za auta kupowane na aukcjach to żaden problem – nie tylko da się nawet po latach sprawdzić wyniki aukcji, ale także zbadać przepływy pieniędzy, bo wiele takich pojazdów kupowanych jest na odległość.
Listy od niemieckich służb celnych, o wszczęciu postępowania karnego, dostają osoby będące według dokumentów importerami takich aut. Uwaga! Wiele z takich osób nie ma wcale świadomości, że w takiej roli wystąpiło – zdarza się też i tak, że są to osoby, które skorzystały z usług pośredników organizujących sprowadzenie aut, którzy, na podstawie udzielonego im pełnomocnictwa przygotowywali dokumenty na zlecenie klienta. W takiej sytuacji pośrednik może z łatwością zrzucić odpowiedzialność na zleceniodawcę, bo z formalnego punktu widzenia, to zleceniodawca był importerem.
To, że listy przychodzą z niemieckich urzędów celnych, a nie z polskich, niewiele zmienia w całej sytuacji – przed sprawą karną w Niemczech nie da się ukryć w Polsce. Prawomocne orzeczenia, wydane przez sądy państw członkowskich UE, mogą być uznawane w innych państwach wspólnoty, dokładnie tak jakby były wydane przez sądy krajowe, z pewnymi wyjątkami, np. gdy czyn nie jest przestępstwem w danym kraju lub gdy orzeczona kara jest znacznie surowsza lub niestosowana w danym kraju. W tym przypadku nie mamy do czynienia z taką sytuacją – podawanie fałszywych informacji w dokumentach celnych jest karalne zarówno w Niemczech, jak i w Polsce. Warto wiedzieć, że na konieczności dopłacenia zaniżonych podatków i ceł wraz z odsetkami, raczej się nie skończy.
Co robić w razie otrzymania groźnej korespondencji z niemieckiego urzędu celnego?
Każdy przypadek może być inny, ale na pewno nie warto jej ignorować. Najbezpieczniejszym rozwiązaniem, które może pomóc w ograniczeniu konsekwencji, jest w tym przypadku skorzystanie z pomocy prawnika mającego doświadczenie w reprezentowaniu klientów przed niemieckimi urzędami.
Zignorowanie pism z Niemiec może się skończyć tym, że zaległe należności ściągnie polski komornik, a i tak, nawet po latach, podczas wizyty w Niemczech, może się okazać, że ciąży na nas orzeczony zaocznie wyrok – za oszustwo podatkowe może to być nawet 5 do 10 lat odsiadki.
W związku z coraz większą dociekliwością niemieckich służb celnych polscy importerzy coraz chętniej sprowadzają auta przez Holandię – teraz powstaje pytanie, kiedy Holendrzy zaczną weryfikować dokumenty...
Dobra wiadomość jest taka, że takie konsekwencje grożą w tym przypadku tylko importerowi, ale już nie tym, którzy od niego takie sprowadzone spoza UE auto kupią. Warto jednak wiedzieć, że to iż sprowadzony samochód został już zarejestrowany, nie znaczy wcale, że taki zakup nie niesie za sobą sporego ryzyka.
Kupiłeś złom, a nie samochód? To go stracisz i jeszcze dopłacisz do interesu
Zarówno niemieckie, ale także i polskie służby mogą analizować dokumenty związane z importem aut nawet kilka lat po ich rejestracji, także po ich przerejestrowaniu. W przypadku pojazdów, których cena zakupu na zagranicznej aukcji rzeczywiście była bardzo niska, może się zdarzyć, że urzędnicy sprawdzą, jaki był w oficjalny status auta oferowanego na aukcji w USA i zgłoszonego do odprawy na terenie Unii Europejskiej. Jeśli w amerykańskich dokumentach figurują wpisy: "salvage", "total loss", "junk", "certificate of destruction", "for parts only", to polski (lub niemiecki) urząd może uznać, że sprowadzone auto nie było wcale autem, ale odpadem, na którego przemieszczanie trzeba mieć specjalną koncesję. Problem polega w tym przypadku na tym, że w różnych stanach warunki dokonywania takich wpisów do dokumentów też są różne – czasem to po prostu odpowiednik naszej "szkody całkowitej", która nie eliminuje auta z normalnego obrotu, przed ponownym dopuszczeniem do ruchu auto po prostu musi przejść przegląd, a czasem to rzeczywiście wpis świadczący o tym, że dany samochód nie powinien już więcej jeździć po drogach. Jeśli polski urząd uzna, że sprowadzone przez nas auto, albo nawet sprowadzone przez kogoś innego i zarejestrowane wcześniej w Polsce auto, trafiło do Europy jako nielegalny odpad, to jest to podstawa, żeby wycofać je z ruchu, a nawet nakazać jego złomowanie, nawet jeśli zostało naprawione. Na szczęście dla właścicieli takich aut, sądy nie zawsze podzielają opinię Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska i wielu przypadkach, zwykle z pomocą prawników, da się podważyć takie nakazy GIOŚ.
Akcja Nimmersatt w całej Europie. Kombinowanie przy autach z USA to nie tylko nasza specjalność
Taka weryfikacja sprowadzonych aut to nie tylko polska specjalność, kilka tygodni temu odbyła się ogólnoeuropejska akcja pod kryptonimem "Nimmersatt" (z niem. "nienasycony"), nadzorowana przez Europejską Prokuraturę EPPO (do której Polska niedawno przystąpiła) podczas której przeszukano 200 lokalizacji w 10 krajach. W akcji brało udział blisko 1000 funkcjonariuszy policji i służb celnych, a chodziło właśnie o powypadkowe auta z USA, zaniżanie wartości celnej i wprowadzanie do obrotu pojazdów, które nie nadają się do dalszej eksploatacji.
Wyrok za starą klimatyzację w samochodzie
Ten śródtytuł to nie pomyłka ani nie clickbait. Od miesięcy do osób, które sprowadziły zza ocenanu przez Niemcy klasyczne auta trafiają listy dotyczące także innego zarzutu. Chodzi tu o złamanie unijnych i niemieckich przepisów dotyczących obrotu chemikaliami. Sprawy dotyczą samochodów, które były fabrycznie wyposażone w klimatyzację wykorzystującą zakazany w Europie od lat czynnik R12 (freon). Według obowiązujących w Niemczech przepisów nie ma żadnego znaczenia, czy klimatyzacja w aucie była sprawna, czy wcześniej został z niej usunięty zakazany czynnik, albo że da się ten czynnik zastąpić legalnym zamiennikiem. Verboten! Nie wolno i koniec! Niemieckie urzędy sugerują w takiej sytuacji dwa rozwiązania – albo całkowity demontaż klimatyzacji jeszcze przed importem auta, albo jej dostosowanie do stosowania legalnego czynnika, ale jeszcze przed wprowadzeniem na Europejski Obszar Celny. Problem polega na tym, że nie ma konkretnych wzorów dokumentów czy zaświadczeń, potwierdzających takie przeróbki, które niemieckie służby musiałyby zaakceptować – to kwestie uznaniowe.
Nawet kilkudziesięcioletnie auta z USA mogą mieć klimatyzację. Samochodu ze starą klimą lepiej nie sprowadzać przez Niemcy, bo grozi to sprawą karną!Auto Bild Klassik / Auto Bild
Zignorowanie takiego wezwania jest ryzykowne, bo w Niemczech kary za złamanie przepisów dotyczących ochrony środowiska bywają drakońskie, a mimo zignorowania korespondencji sprawa może toczyć się dalej. Na specjalistycznych forach i w grupach zrzeszających osoby zajmujące się sprowadzaniem aut opisywane są jednak przypadki, kiedy udało się skutecznie wybronić od zarzutu nielegalnego sprowadzania groźnych chemikaliów, dzięki odpowiedniej odpowiedzi na przesłane pismo. Ponieważ w każdym przypadku kwestie dowodowe mogą być nieco inne, tu również warto skorzystać z pomocy doświadczonego prawnika. Chodzi o to, żeby np. odpowiadając na wezwanie niemieckiego urzędu nie złamać kolejny raz prawa, np. poświadczając nieprawdę, za co można dostać kolejne zarzuty.