Na salę rozpraw konwojuje go 96 antyterrorystów. Policjanci mają meldować co kilka minut specjalnym szyfrem, do którego miejsca dotarli ze świadkiem koronnym. Scenariusz operacji przewiduje, że jeśli dowódca konwoju w określonej minucie nie połączy się z centralą, zostanie ogłoszony alarm.
Miejscem procesu jest teren po byłej warszawskiej siedzibie Nadwiślańskich Jednostek Wojskowych. Dziedziniec dla samochodów "więźniarek" otacza ponadczterometrowy mur, zwieńczony drutem kolczastym. W drzwiach do budynku zamontowano detektor metalu, a wszystkie pomieszczenia naszpikowano kamerami. 42 oskarżonych wchodzi na salę rozpraw korytarzami pod ziemią. Czekają na nich boksy osłonięte poczwórnie klejonymi szybami trzycentymetrowej grubości. Adwokaci mogą się porozumiewać z oskarżonymi tylko przez interkom. Okolice budynku sądu obstawiają komandosi kompanii antyterrorystycznej.