Michalina, 54 lata. Asystentka w korporacji. Opowiada: "Kobiety w mojej rodzinie cechowała wzorowa polska katolicka moralność, odwrotnie niż małżonków rodowych bohaterek. Prababcia, babcia i matka, sumienne katoliczki, były w guście mężczyzn – z grubsza mówiąc – niegodziwych.
Prababcia tolerowała męża alkoholika, babcia – utracjusza i erotomana, matka zaś wzięła sobie za męża leniwego i ponurego towarzysza, bez werwy i empatii. Kobiety w moim rodzie cechowała nadgorliwość i nadzwyczajne pokłady poświęcania się dla rodziny. Czystość, czyli dziewictwo, było u nas w rodzinie na piedestale. Od małego słyszałam komentarze typu: »Mężczyźnie tylko jedno w głowie«, »Oddasz mu się, to od razu cię rzuci«, »Trzeba się szanować«, »Na to przyjdzie czas po ślubie, jak kocha, to poczeka«, »Co by ludzie powiedzieli?«, »Piwo bez chmielu, masło bez soli, koń bez ogona, kobieta bez cnoty mają jednakową wartość«.
Seks przedmałżeński jawił mi się w ich opowieściach jako ryzyko zupełnej katastrofy – porzucona, zhańbiona, wyśmiana, dosłownie na marginesie społeczeństwa. Zachowanie czystości do ślubu miało być natomiast gwarancją trwałości małżeństwa. Żadna z kobiet w mojej rodzinie nie miała refleksji nad jakością swojego związku. Mimo doświadczania oczywistego cierpienia i braku szczęścia stały na straży swoich małżeństw jak wartowniczki więzienne. Przygaszone, ale dumne, że mają jakąś instytucję do ochrony".