Na dniach, bo do połowy lipca, ma być jasne, kto odchodzi, kto zostaje, a który resort znika bez śladu. Kilka ruchów może być bardzo zaskakujących.
Rząd z trudem startuje w nowy polityczny sezon. Ministrowie z premierem w najgorszych koszmarach nie spodziewali się, że zmiana w pałacu prezydenckim będzie zmianą na gorsze. Karol Nawrocki wprost zapowiada, że jego celem jest upadek rządu Tuska. Zaraz po zaprzysiężeniu ma wysłać do Sejmu ustawy, które będą kłopotliwe dla koalicji 15 października (np. o podwyższeniu kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł).
Jeśli obóz rządzący nie chce biernie dotrwać do końca kadencji w 2027 r. (i sromotnie przegrać), potrzebuje pomysłów i dynamicznych działań. Tymczasem Tusk nie dość, że ma problem z koalicjantami, to jego własna partia nie może wyjść z traumy po klęsce Trzaskowskiego. Musi zaspokoić apetyty partnerów i jednocześnie ograniczyć liczbę ministrów. Zwłaszcza kiedy wyborcy oczekują efektów, a nie tylko zmian na stołkach.