Klaudia wróciła z L4 i dostała "dyscyplinarkę". Miała leczyć skręconą rękę. "To wielka nauczka"

4 dni temu 14
Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.

Dostała najpierw dwa tygodnie zwolnienia lekarskiego i ortezę. Potem kolejne dwa tygodnie na rehabilitację. Ręka pobolewała, a Klaudia, rozwódka, pracownica banku, nudziła się w domu. Ile można wychodzić na miasto, na zakupy czy na kawę, spotykać się znajomymi, oglądać seriale. W galerii handlowej jej uwagę przykuła oferta biura podróży – duże litery na szybie mamiły reklamą i dużymi czerwonymi literami "LAST MINUTE" – wylot na dwa tygodnie na Teneryfę, odpoczynek w słońcu i nad wodą. Pieniądze za wyjazd z wyżywieniem naprawdę niewielkie, ale wylot dosłownie za kilkanaście godzin. Szybko podjęła decyzję i spakowała walizki.

Po powrocie do pracy musiała "spakować biurko", a ZUS nie wypłacił jej świadczenia za dwa ostatnie tygodnie zwolnienia. Za pierwsze dwa płacił jej szef, za dwa kolejne przysługiwać jej miały pieniądze z ZUS, bo jest już w grupie 50+. — Dostałam wypowiedzenie, ekwiwalent za urlop i szukam pracy, bo kiedyś pieniądze się skończą. To wielka nauczka – mówi Klaudia. Takich historii jest więcej. Coraz więcej osób traktuje L4 jak dodatkowy urlop – żeby uniknąć przestoju w pracy, przedłużyć wakacje albo… popracować gdzie indziej.

Zamiast leżenia pod kocem z herbatką i kurowania się – malowanie ścian, wczasy, albo dorabianie po godzinach. Często Polacy właśnie tak spędzają czas na zwolnieniu lekarskim. I choć lato teoretycznie powinno oznaczać mniej zwolnień lekarskich, firmy zauważają coś zupełnie odwrotnego. Z danych Barometru Absencji Chorobowej Conperio wynika, że w lipcu i sierpniu 2024 r. średnia nieobecność w pracy sięgnęła odpowiednio 6,55 proc. i 6,77 proc. Co się dzieje? C Specjalnie dla Medonetu niepokojące trendy omawia Mikołaj Zając — prezes Conperio, polskiej firmy doradczej zajmującej się problematyką L4.

Latem rzadziej bierzemy L4? Nic bardziej mylnego

W teorii wszystko powinno być proste – liczba zwolnień lekarskich w ciągu roku powinna układać się w przewidywalny rytm: więcej jesienią i zimą, kiedy wszyscy łapią grypę i inne wirusy, a mniej latem, gdy słońce i świeże powietrze sprzyjają zdrowiu. Ale rzeczywistość? No cóż, wygląda zupełnie inaczej. Dane zebrane przez firmę Conperio, która specjalizuje się w audytach absencji chorobowej, pokazują, że latem wcale nie jest tak różowo, jak mogłoby się wydawać.

— W okresie wakacyjnym obserwujemy wzrost zwolnień chorobowych, który niestety w licznych przypadkach nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistej kondycji zdrowotnej pracowników. Zwolnienia pobierane są tuż przed, w trakcie, a nawet po urlopie, co wskazuje na próby jego sztucznego wydłużania. Taka praktyka często wynika z przekonania, że pracodawca nie monitoruje wtedy dokładnie absencji chorobowej, co sprzyja nadużyciom – komentuje ekspert rynku pracy Mikołaj Zając.

Firmy starają się z wyprzedzeniem zaplanować letnie przestoje i urlopy, ale coraz częściej trafiają na niespodziewaną falę L4. Efekt? Spore zamieszanie i dodatkowe koszty – trzeba szybko szukać zastępstw, zmieniać plany produkcyjne, a do tego często nalicza się urlop, mimo że pracownik formalnie jest na zwolnieniu lekarskim. Wszystko to mocno komplikuje codzienne funkcjonowanie firm.

Takie są grzeszki Polaków na L4. "Używał myjki ciśnieniowej, tłumacząc, że operował zdrową ręką"

Eksperci, po przeprowadzeniu wielu kontroli w lipcu i sierpniu zeszłego roku, natknęli się na sporo sytuacji, które trudno uznać za zgodne z ideą zwolnienia lekarskiego. Oto kilka przykładów przytoczonych przez Mikołaja Zająca, które pokazują, jak "kreatywnie" niektórzy podchodzą do L4:

  • Domowe remonty – od malowania ścian, przez montaż drzwi do kurnika, aż po przybijanie listewek;
  • Naprawy pojazdów – w ruch szły ciągniki, skutery, a nawet samochody;
  • Fizyczna praca na podwórku – koszenie trawy, przerzucanie gruzu i inne "lekkie" aktywności;
  • Dorabianie na boku – pomoc w sklepie, praca w szkole… mimo oficjalnego zwolnienia lekarskiego;
  • Alkohol na L4 – "to tylko piwo, przecież jest gorąco" – tłumaczenia bywają różne;
  • Wakacyjne wypady – działki, nadmorskie miejscowości, a nawet zmiana miejsca pobytu o ponad 500 km.

Polecamy ci również ciekawą historię związaną z nieprawidłowościami na L4: Mężczyzna wybrał się na rejs po Nilu, będąc na L4. Spotkał tam... swojego szefa.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Do tego dochodzą jeszcze bardziej nietypowe przypadki – jak pracownik, który zamiast leżeć zgodnie z zaleceniem lekarza, ganiał po podwórku za królikiem. Albo inny, który używał myjki ciśnieniowej, twierdząc, że przecież operuje "zdrową ręką". Zdarzały się też sytuacje, gdzie podczas L4 na opiekę nad dzieckiem… dziecka w domu nie było. A niektórzy traktowali zwolnienie jak czas na generalne porządki.

Polecamy również: Tak Polacy kombinują z L4 na majówkę. "Przyłapaliśmy go, jak spawał grilla".

– Tego typu nadużycia nie tylko generują koszty, ale też uderzają w uczciwych pracowników i zaufanie do całego systemu. Pracodawcy stają się coraz bardziej bezradni wobec tej "letniej kreatywności absencyjnej" – muszą elastycznie reagować, zabezpieczać produkcję i unikać paraliżu zespołów – podkreśla Mikołaj Zając.

Jak podkreślają eksperci, potrzebujemy nie tylko lepszej kontroli, ale też większej świadomości wśród pracowników – bo nadużywanie L4 to nie "sprytna sztuczka", tylko realny problem, który uderza w firmy. Tylko dzięki jasnym procedurom, regularnemu monitorowaniu absencji i edukowaniu zespołów, pracodawcy mogą znaleźć złoty środek między zaufaniem a kontrolą. To z kolei pozwala lepiej zarządzać organizacją i ograniczać straty finansowe.

Przeczytaj także inny tekst, w którym wypowiada się Mikołaj Zając: Zmiany w L4. Ekspert komentuje: wiele niejasności, to zły kierunek.

Z danych firmy doradczej wynika, że średni roczny poziom zwolnień lekarskich (z wyłączeniem ciążowych) w badanych firmach w 2024 r. wyniósł 6,66 proc.. Najwięcej L4 wystawiono w październiku – aż 7,53 proc., a najmniej w maju – 5,91 proc.

Jakie są obecne trendy w obszarze L4? "Czasem jest to na rękę przełożonym"

— Coraz wyraźniejszym trendem, który obserwujemy w firmach, jest przesuwanie odpowiedzialności za nadmierną absencję chorobową z pracowników na poziom zespołów. To oznacza, że rola bezpośrednich przełożonych – brygadzistów, koordynatorów czy team leaderów – ulega zmianie. Jeszcze niedawno słyszeliśmy od nich: nie ma kim pracować. Dziś to właśnie od nich oczekuje się, że będą aktywnie monitorować poziom absencji chorobowej w swoich zespołach, analizować przyczyny i dążyć do obniżenia wskaźników — dzieli się swoimi obserwacjami Mikołaj Zając w rozmowie z Medonetem.

Jego zdaniem jest to przejście z biernej obserwacji do aktywnego zarządzania nieobecnościami. Wymaga to nowego podejścia, większej świadomości oraz często także dodatkowego przeszkolenia. Dodaje, że to wszystko po to, by nie tylko reagować na problem, ale mu zapobiegać – zanim doprowadzi do paraliżu operacyjnego czy napięć w zespole.

— Czasem niewykonywanie pracy przez pracowników jest na rękę bezpośrednim przełożonym i jako wymówka podawana jest wysoka absencja, na którą de facto oni mają realny i wymierny wpływ. Mówimy tu oczywiście o absencji tej szarej strefy, czyli zwolnieniach branych nie z powodu faktycznego stanu zdrowia, tylko ze względu na chęć uzyskania wolnego czasu i wykorzystania L4 niezgodnie z przeznaczeniem — podsumowuje ekspert w rozmowie z Medonetem.

Przeczytaj źródło