Byłam akurat na majówce w Paryżu i zobaczyłam, jak z trzeciego piętra kamienicy straż pożarna wyciąga człowieka, którego ratownicy medyczni nie dali rady znieść na noszach. Klatka schodowa okazała się zbyt wąska. Pomyślałam wtedy: co by było ze mną? Wyobraziłam sobie, jak by mnie wyciągali dźwigiem z domu. A gdybym umarła? Czy byłaby tak duża trumna? – mówi Katarzyna Guzik, która przy wzroście 170 cm ważyła 185 kg.
– Wiele z moich koleżanek jest na diecie – albo właśnie jakąś zaczęły, albo skończyły, trochę schudły, po czym wracały do poprzedniej wagi, znów chudły i wracały. Odkąd pamiętam, ciągle musiały dostosowywać ubrania do aktualnej sylwetki. Ja zawsze miałam wysoką wagę i ubrania w dużym rozmiarze. Przyzwyczaiłam się. Lubiłam swoje życie, dużo podróżowałam, nie miałam oporów, żeby wsiąść do samolotu, choć musiałam prosić o specjalny pas, a osoba obok mnie nie mogła opuścić podłokietnika – opowiada Katarzyna.
Pracuje w domu, zdalnie. – Nigdy nie byłam na etacie ani nawet na rozmowie o pracę. To było bezpieczne – nie musiałam spotykać się z innymi, zakładać służbowego stroju. Było mi dobrze – tłumaczy. Dopóki nie zobaczyła w Paryżu tej akcji z wyciąganiem człowieka przez okno. – Wtedy poczułam, że jak nie zredukuję wagi, to może się to źle skończyć – mówi Katarzyna.