Włamali mi się na pocztę, a po pięciu minutach mieli już dostęp do mojego konta na Facebooku – mówi Anna. Jest head hunterem, ma rozległe kontakty. Z całej sieci jej znajomych oszuści wybrali 40 osób. – Nieprzypadkowo. Tylko te, z którymi mam bliskie relacje. Do każdej wysłali prośbę o pożyczenie pieniędzy. Nie jakieś tam ogólne: "Hej, podaj mi kod na BLIK, potrzebuję 800 zł". Tylko: "Hej, Marysiu", "Hej, Krysiu"… Tak żeby każda z tych osób miała przekonanie, że zwracam się tylko do niej. Oczywiście pojęcia nie miałam, że z mojego konta poszło tyle próśb o wpłaty. Dowiedziałam się, dopiero gdy zadzwoniła koleżanka, która pracuje w banku, jest specjalistką od zabezpieczeń i jak tylko zobaczyła wiadomość, że proszę o 800 zł, od razu pomyślała, że coś jest nie tak. Zadzwoniła: "Ania, ktoś przejął twoje konto na Facebooku!". Gorączkowo próbowałam zmienić hasło dostępu, ale nie mogłam, bo oni cały czas tam siedzieli. Bałam się, że przejmą moje kontakty i to, co mam w skrzynce pocztowej: dokumenty, korespondencję z klientami. Próbowałam je ratować, a równocześnie musiałam wysyłać do ludzi ostrzeżenia, żeby nie wpłacali pieniędzy. W tym czasie bez przerwy ktoś dzwonił, bo chciał się upewnić, czy naprawdę poprosiłam o pieniądze. A ci, którzy już się domyślili, że mam włamanie, chcieli mnie ostrzec. Jak nie mogli się dodzwonić, przysyłali wiadomości. Ciągle mi wyskakiwało: "Masz włamanie", "Ania, włamali ci się na konto". Oszuści przejęli je na 40 minut.
– Ile osób zdążyli naciągnąć?