"Hulajnoga dla dziecka to jak granat do zabawy". Coraz więcej przejażdżek kończy się tragicznie

6 dni temu 15

Chłopak długo namawiał, by rodzice kupili mu hulajnogę. Nie zgadzali się. Pożyczył ją od kolegi, bo wszyscy na podwórku testowali, kto się bardziej rozpędzi. Finał tej zabawy był tragiczny.

Dziękujemy, że jesteś z nami!

Hulajnoga była marzeniem 15-letniego Norberta. By ją mieć, przez ponad rok odkładał kieszonkowe, pieniądze z urodzin i innych okazji. Przez tyle czasu można wszystko przemyśleć i sprawdzić. Wybrał model pro – z mocnym silnikiem, który da radę pod stromą górkę, i wydajną, by jeździć też w dalsze trasy. Ładna była, ciemnoszara, prawie czarna. Kolor i szybkość miały jednak znaczenie drugorzędne. Chodziło o to, by mieć zmotoryzowane urządzenie i z przyjemną prędkością poruszać się po mieście.

Pech chciał, że kiedy chłopak jechał swoją wymarzoną hulajnogą do szkoły, uderzył w niego dostawczak. Był wrzesień, początek roku szkolnego, przez pasy na skrzyżowaniu alei Jana Pawła II z ulicą Hynka w Gdańsku przeszło kilkoro uczniów, a kawałek za nimi, na ścieżce rowerowej był Norbert. Ulicą obok przejeżdżał bus, który przepuścił pieszych, po czym ruszył, uderzają w tył hulajnogi. Jej koło pod wpływem masy zostało zmiażdżone. Hulajnoga stanęła w miejscu, a licealista wyleciał nad kierownicę. Upadając, uderzył barkiem, a potem głową i resztą ciała w chodnik. Nie miał kasku.

Przeczytaj źródło