Grbić nawet nie czekał do końca. Zrobił to na oczach 10 tys. ludzi

21 godziny temu 5

Pierwszy set był jeszcze drogą przez mękę w ataku, ale potem już polscy siatkarze grali przeważnie w meczu towarzyskim z Brazylijczykami tak, jak przystało na pożegnanie z ponad 10 tysiącami kibicami przed mistrzostwami świata jednego z faworytów tej imprezy. Biało-Czerwoni wygrali w Łodzi 3:0 (26:24, 25:14, 30:28), a trener Nikola Grbić w trakcie meczu ruszył za bandy reklamowe.

Nikola Grbić rusza za bandy podczas meczu Polska - Brazylia Fot. Agnieszka Niedziałek/Sport.pl

Czwartek, 18.30 - nie brzmi to jak pora, która gwarantuje pełne trybuny. Ale kibice siatkarscy nie zawodzą i wypełnili łódzką Atlas Arenę, by zobaczyć na żywo w kraju polskich siatkarzy przed wylotem na docelową imprezę tego sezonu, czyli mistrzostwa świata. Przebieg tego meczu był taki, jak wcześniejsze występy w trakcie przygotowań do tego turnieju, czyli nierówne. Ale na szczęście, Biało-Czerwoni stopniowo się rozkręcali i na koniec zostawili po sobie dobre wrażenie.

Zobacz wideo Polscy siatkarze wrócili do kraju po zwycięstwie w Lidze Narodów!

W tym sezonie Polacy mierzyli się z Brazylijczykami już wcześniej trzykrotnie i teoretycznie bilans był dotychczas korzystny dla ekipy z Ameryki Południowej, która wygrała dwa z tych spotkań. Ale to najważniejsze - półfinał Ligi Narodów zakończył się efektownym zwycięstwem Biało-Czerwonych. "Canarinhos" zrewanżowali się zaś ekipie Grbicia w ubiegłym tygodniu podczas Memoriału Wagnera. Tyle że podczas tego turnieju towarzyskiego szkoleniowiec wicemistrzów olimpijskich z Paryża testował różne ustawienia drużyny. Na sparing w Łodzi zapowiedział zaś i nieco odmienne podejście i wystawienie najmocniejszego obecnie składu.

Wielkich niespodzianek w nim oczywiście nie było. Można się było jedynie zastanawiać, czy Serb da szansę Norbertowi Huberowi, który na tle Jakuba Nowaka i Szymona Jakubiszaka wyróżnia się doświadczeniem, ale ma jeszcze zaległości wynikające z późniejszego dołączenia do drużyny.

Wydawało się, że początkowo sprawę gospodarzom ułatwi prowadzący Brazylijczyków Bernardo Rezende. Legendarny trener bowiem wystawił pierwotnie kilku zmienników, a w kwadracie dla rezerwowych zostawił przede wszystkim Darlana Souzę, który we wszystkich wcześniejszych meczach był największą zmorą Biało-Czerwonych. W trakcie spotkania 23-letni atakujący pojawił się na boisku, ale wtedy już gospodarze złapali rytm.

Początkowo zaś mieli ogromne problemy z dobiciem się do parkietu. I to wszyscy. Dość powiedzieć, że najlepszy ze skrzydłowych miał w pierwszej partii 33 procent skuteczności ataku. Nieraz sami punkty zdobywali dopiero po błędach rywali. Nie było Darlana, ale swoje robił zastępujący go Chizoba Neves, który w minionym sezonie grał w Cuprum Stilonie Gorzów.

Polacy mieli spore problemy z przyjęciem i dlatego nieraz za wystawianie piłki brali się np. przyjmujący Wilfredo Leon i Huber. Wykańczanie tych akcji wychodziło różnie. To jednak po jednej z wystaw rozgrywającego Marcina Komendy przy stanie 24:24 Grbić poddenerwowany odchylił się. Przeważnie jednak - w swoim stylu - oglądał mecz z poważną twarzą. We wspomnianej akcji z wystawą Komendy piłka trafiła do Tomasza Fornala, który chwilę wcześniej leżał po przyjęciu serwisowej bomby rywali. Szybko jednak się zebrał i zdobył punkt. To właśnie on był bohaterem końcówki tej partii - piłkę setową zapewnił blokiem na Nevesie, a na koniec sprytnie przepchnął piłkę.

Spacerek i niespodziewane problemy

W porównaniu z tą odsłoną druga była spacerkiem dla Polaków, którzy odskoczyli przy stanie 3:3 na trzy punkty, a potem już tylko powiększali przewagę. Gdy była ona już bardzo bezpieczna, to Grbić zdecydował się na podwójną zmianę. Przy stanie 17:10 zaś na chwilę na jego twarzy pojawił się nawet na chwilę uśmiech - gdy zobaczył Leona idącego na zagrywkę, mimo że Polacy chwilę wcześniej stracili punkt. O tym, że był to sparing świadczy też zachowanie szkoleniowca tuż po zakończeniu tego seta - szkoleniowiec ruszył za bandy reklamowe, by porozmawiać chwilę z Aleksandrem Śliwką, którego z udziału w MŚ wykluczyła poważna kontuzja stopy.

Wydawało się, że przypieczętowanie zwycięstwa 3:0 będzie formalnością, a spiker już zapowiadał dodatkową partię, na którą umówili się przy takim rozstrzygnięciu trenerzy. Wtedy jednak prowadzący 21:18 Polacy złapali lekką zadyszkę. Wykorzystali jednak szóstą piłkę meczową. Ale potem - zmia

Przed Biało-Czerwonymi teraz dzień przerwy, a w sobotę wylot na Filipiny. Pierwszy mecz grupowy rozegrają 13 września, a ich rywalami będą Rumunii. Potem zmierzą się jeszcze na tym etapie z reprezentacjami Kataru i Holandii.

Google News Facebook Instagram YouTube X TikTok
Przeczytaj źródło