Bajka – tak Paulina opisuje pierwsze lata związku z Maciejem. – Poznaliśmy się w liceum dla dorosłych. Był przystojny, dowcipny. I majętny, bo jego rodzice prowadzili kilka sklepów w Krakowie. Pobraliśmy się niedługo po moich 20. urodzinach. Teściowie w prezencie ślubnym podarowali nam trzypokojowe mieszkanie na Zwierzyńcu.
Od początku było jasne, że Maciej będzie pracował z rodzicami. Paulina chciała mieć coś swojego i otworzyła sklepik z dziecięcymi ubraniami. Maciej śmiał się, że pracuje hobbystycznie, bo z utargu ledwie wystarczało na ZUS i wynajem lokalu. Kiedy zaszła w ciążę, namówił ją na zawieszenie firmy – miała pracować w jednym ze sklepów teściów. Etat – w odróżnieniu od prowadzenia firmy – zapewniał jej urlop macierzyński i wychowawczy. – Początkowo wszystko było OK – wspomina Paulina. – Urodziłam córkę, dwa lata później syna. Mąż rozwijał rodzinny biznes, otworzył kilka agencji bankowych, zainwestował w dwie pralnie i punkt naprawy obuwia. Zatrudniał kilkanaście osób. Kiedy dzieci poszły do przedszkola, oświadczył, że zatrudni również mnie.