Skłonić Ukraińców do oddania obwodów donieckiego i ługańskiego, gdzie indziej linię frontu zamrozić, a Ukraina dostanie gwarancje bezpieczeństwa i obietnice Rosji. Tak w dużym uproszczeniu ma wyglądać plan pokojowy Donalda Trumpa. Co to jednak oznacza w terenie? Ukraińcy musieliby oddać sporo, w tym coś, co jest nazywane fortecą.

Taki zarys wizji pokoju Trumpa pojawił się w mediach po piątkowym spotkaniu z Władimirem Putinem na Alasce. Pisał o tym między innymi "New York Times", który powoływał się na źródła dyplomatyczne w Europie, a także agencja AFP. Na zamysł skłonienia Ukraińców do oddania ziemi w zamian za pokój wskazują też wypowiedzi Steve'a Witkoffa, nadzwyczajnego negocjatora Trumpa spotykającego się regularnie z Rosjanami. W niedzielę nazwał to "fundamentalną kwestią", która ma być omawiana na poniedziałkowym spotkaniu Trumpa z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim w Waszyngtonie.
Najcenniejszy teren do oddania
Ukraiński przywódca w weekend otwarcie stwierdzał, że oddawanie terytorium jego kraju nie może być przedmiotem dyskusji. Jest to stanowisko Ukraińców od zawsze, ale w praktyce mogą zostać zmuszeni do czegoś innego. Nie ma przy tym wątpliwości, że jeśli chodzi o samo terytorium, to kluczowa jest kwestia obwodu donieckiego. Rosjanie kontrolują go obecnie w około 70 procentach i właściwie niezmiennie od przejęcia przez nich inicjatywy na froncie jesienią 2023 roku tam skupiają swój główny wysiłek. Opanowanie obwodu donieckiego w całości, teoretycznie według Rosjan stanowiącego część ich kraju po nielegalnej aneksji w 2023 roku, jest dla nich najważniejszym celem terytorialnym obecnej fazy wojny.
Na poniższej mapie obwód doniecki jest zaznaczony na niebiesko. Zdobycze Rosjan od początku stycznia 2023 roku mocniejszym czerwonym
Szkopuł w tym, że pomimo priorytetowego charakteru opanowanie obwodu donieckiego idzie Rosjanom mozolnie. Po wojnie hybrydowej w latach 2014-15 ich fasadowa Doniecka Republika Ludowa kontrolowała około 1/3 jego terytorium. Aktualnie, po ponad trzech latach otwartej wojny, doszli do poziomu 70 procent. Rok temu było to niecałe 60. Licząc w bardzo uproszczony sposób, dobicie do pełnej kontroli powinno więc zająć Rosjanom jakieś kolejne trzy lata. Przy czym jest to daleko idące uproszczenie, bo potencjał sił obu stron nie pozostanie niezmienny. Jednak bez jakiejś katastrofy po stronie ukraińskiej mowa o raczej latach, a nie miesiącach walk.
Dodatkowo te 30 procent terytorium obwodu donieckiego, które Ukraińcom zostało, jest dogodne do obrony. W jego centrum jest aglomeracja Słowiańsk-Kramatorsk, jedno z największych miast regionu, liczących przed wojną mniej więcej ćwierć miliona mieszkańców. Oba wyraźnie większe od choćby Bachmutu, o który zacięte walki toczono w latach 2022-23. Dodatkowo od północy osłonięte przez podmokłą i porośniętą lasami dolinę rzeki Doniec. Oba miasta od lat są określane mianem "fortecy", otoczone licznymi umocnieniami i traktowane jako te, które mają być ostatnim bastionem Ukrainy w Donbasie, który zostanie bardzo drogo sprzedany albo wręcz Rosjanie połamią sobie na nim zęby. Oddanie ich bez walki byłoby na pewno ogromnym ciosem nie tylko politycznym, lecz także militarnym, pozbawiającym ukraińskie wojsko już przygotowanych dogodnych pozycji obronnych. Dalej na zachód, już za granicami obwodów charkowskiego i dniepropietrowskiego, takowych nie ma.
Mapa w większej rozdzielczości
W domniemanej wizji Amerykanów Ukraińcy mieliby się też wycofać z obwodu ługańskiego, czyli drugiego częściowo zajętego przez Rosję w latach 2014-15 za fasadą Ługańskiej Republiki Ludowej. Tutaj sprawa nie jest jednak tak trudna, bo Rosjanie i tak już kontrolują go praktycznie w całości. Ukraińcy trzymają ostatnie skrawki w rejonie rzeki Żerebiec, na zachód od miasta Swatowe. To mniej niż procent terytorium obwodu. Tu cofnięcie się nie stanowiłoby dla Ukraińców problemu militarnego. 20 kilometrów na zachód płynie większa rzeka Oskił, stanowiąca dogodniejsze oparcie dla obrony.
Mapa w większej rozdzielczości
Zamrożenie tam, gdzie Rosji mniej zależy
Mniej wiadomo na temat tego, co w ramach porozumienia pokojowego miało się stać w innych ukraińskich obwodach częściowo okupowanych przez Rosjan. Według przecieków do amerykańskich mediów w chersońskim i zaporoskim obecna linia frontu miałaby zostać zamrożona, jeśli Ukraińcy wycofają się z Donbasu. Oznaczałoby to pozostawienie Rosjanom kontroli około 70 procent terytorium obu tych obwodów. Od 2022 roku przebieg linii frontu pozostaje tam bez większych zmian, pomimo ukraińskiej próby ofensywy w 2023 roku. Od tego czasu dla obu stron był to kierunek najniższej wagi, więc skupione na nim ograniczone siły nie pozwalają na poważniejsze działania ofensywne. Dla Ukraińców o tyle dobrze, że kontrolują największe miasta obu obwodów, Chersoń i Zaporoże, a zamrożona linia frontu w większości przebiega po praktycznie nieprzekraczalnym dla obu stron Dnieprze. W rękach Rosjan pozostałaby jednak między innymi największa elektrownia jądrowa Europy w Enerhodarze oraz takie duże miasta jak Melitopol i Berdiańsk.
Nie wiadomo, co miałoby się stać ze skrawkami ukraińskiego terytorium okupowanego przez Rosjan w obwodach charkowskim i sumskim. W tym pierwszym Rosjanie okupują około trzech procent terytorium, po tym, jak ze wschodu weszli z obwodu ługańskiego w rejonie Kupiańska, oraz po nieudanej wiosennej ofensywie z terytorium Rosji w 2024 roku w rejonie Wowczańska na północy. W obwodzie sumskim Rosjanie też spróbowali wiosennej ofensywy na nowym kierunku, tylko rok później. Po początkowych sukcesach zostali jednak zablokowani i okupowali jedynie kilka wsi przy granicy na północ od miasta Sumy. Oznacza to rejon 1 procenta terytorium obwodu.
Niekorzystna perspektywa
Oddawanie Rosjanom jeszcze więcej terytorium Ukrainy na pewno będzie czymś, czego Zełenski będzie się starał uniknąć. Tym bardziej że według najnowszych badań opinii publicznej około 78 procent Ukraińców jest temu przeciwna. Jednocześnie jednak Ukraina jest wyczerpana wojną, co widać zwłaszcza w postępach mobilizacji. Szczegółowe dane są tajne, ale już od prawie dwóch lat z frontu idzie narracja o podstawowym i krytycznym braku - braku ludzi do obsadzenia okopów na pierwszej linii. Pododdziały ukraińskiej piechoty są wyniszczone, wymęczone i nie otrzymują wystarczających uzupełnień z powodu niechęci do mobilizacji oraz krytykowanego jako nieefektywny systemu szkoleń. Pomimo istotnego skompensowania tego braku postawieniem na drony ukraiński potencjał do obrony nie rośnie, a według ocen większości specjalistów raczej spada.
Tymczasem rosyjski wręcz przeciwnie. Chętnych na wojnę ciągle nie brakuje za sprawą ogromnych zachęt finansowych dla podpisujących kontrakty. Pomimo wysokich strat i kiepskich perspektyw na przeżycie. Radzieckie zapasy ciężkiej broni są bliskie wyczerpania, ale Rosjanie zmienili taktykę i aktualnie bardzo ją oszczędzają. Za to zauważalnie rozwijają nowe taktyki walki i swoje własne bezzałogowce, istotnie redukując ukraińskie przewagi. Wszystko to dzieje się kosztem skrajnego obciążenia budżetu oraz gospodarki. Jednak kalkulacja Kremla jest taka, że Ukraińcom i Zachodowi szybciej skończy się siła oraz wola niż jemu pieniądze. Najnowsze doniesienia wskazują, że może kalkulować słusznie.