Reklama 3 tysiące złotych na miesiąc.
Jestem wielkim zwolennikiem realizacji inwestycji w offshore w formie konsorcjów. Po pierwsze zwiększa się nasza siła nabywcza dzięki współpracy z partnerami mającymi swój globalny portfel projektów, po drugie warto dzielić się ryzykiem, być może w zamian uczestnicząc w projektach znajdujących się w innych miejscach Europy i po trzecie powołanie spółki projektowej w formule joint venture pozwala skupić uwagę zarządzających i wyjąć ich z bieżących zagadnień korporacyjnych, co znakomicie poprawia efektywność pracy – mówi Jarosław Broda, menadżer z dużym doświadczeniem w energetycznych spółkach skarbu państwa.


Polska stawia wreszcie pierwsze kroki w rozwoju morskiej energetyki wiatrowej. Projekty pierwszej fazy mają dać blisko 6 GW mocy zainstalowanej pod koniec tej dekady. Jakie widzisz ryzyka związane z rozwojem offshore wind, mając na uwadze wycofania z takich projektów w Skandynawii czy USA?

Jarosław Broda jest doświadczonym menadżerem i ekspertem sektora energetycznego. Od 2021 roku do stycznia 2025 pełnił funkcje członka zarządu, prezesa i jednocześnie dyrektora projektu spółki Baltic Power odpowiadającej za budowę pierwszej morskiej farmy wiatrowej Grupy ORLEN i Northland Power.
Baltic Power który jako pierwszy projekt już w 2023 roku podjął decyzję inwestycyjną i zamknął proces finansowania, w którym pozyskał finansowanie w formule project finance w rekordowej wysokości na 4,4mldEUR.
Postawiliśmy już pierwsze kroki i z tego należy się cieszyć. Zanim przejdziemy do krajowego podwórka spojrzyjmy na duży obrazek, tego co dzieje się na świecie. Skandynawowie mają zintegrowany rynek energii, jedne z najniższych cen energii w Europie i jeden z najbardziej zielonych miksów energetycznych. Sporo energetyki odnawialnej w tym zapewniającą bilansowanie systemu hydroenergetykę oraz stabilne, pracujące w podstawie elektrownie jądrowe w Szwecji i Finlandii.
Obecny miks energetyczny powoduje to, że oni naprawdę nie mają istotnego zapotrzebowania na duże moce odnawialne, w związku z tym ostatnia decyzja Szwecji żeby nie budować wiatraków, które mogłyby przeszkadzać w pracy radarów w kierunku Królewca, to jest racjonalna decyzja nie naruszającą zbilansowania systemu energetycznego po stronie wytwarzania.
W przypadku Stanów Zjednoczonych, gdzie niestety trochę europejskich firm zostało poranionych to kwestia wielkiej polityki i zwrotu do drill baby drill ogłoszonego przez prezydenta Trumpa, ale także pewnej filozoficznej zmiany, chyba nie najlepszej, która zaszła w USA. To są specyficzne przypadki, które oczywiście wydaje się że budują kryzys branży ale one mają głęboko lokalne uwarunkowania. A my mamy zupełnie inną specyfikę.
Wracając do Polski, ciągle mamy blisko 60 proc. produkcji energii. z węgla, a te aktywa są przecież wyeksploatowane. Zakończenie pracy elektrowni Bełchatów, to jest perspektywa 2035, a bloki węglowe o mocy 200 MW pewnie w latach 2030-2035. Dodajmy do tego elektryfikację gospodarki, rozwój centrów danych i mamy obraz moim zdaniem niedoszacowanego popytu na energie w nadchodzącej dekadzie...
Miks energetyczny to zrównoważone, dopasowane do charakteru odbiorców zestawienie elektrowni pracujących w podstawie, źródeł odnawialnych i źródeł elastycznych bilansujących oraz magazynów energii.
Polskie elektrownie węglowe będą zastępowane elektrowniami jądrowymi. Wraz z ich rozwojem powstaje miejsce dla dużych źródeł odnawialnych – morskiej energetyki wiatrowej. Tak więc niezależnie od polityki unijnej musimy znaleźć rozwiązanie zastępujące w znacznej części energetykę węglową i pokrywające przyrost zapotrzebowania. Nawiasem mówiąc, mam nadzieję, że cele klimatyczne nie będą podwyższane i skupimy się na tych, które mamy dzisiaj na stole.
Pozostając przy kwestiach morskiej energetyki wiatrowej istotnym czynnikiem jest bezpieczeństwo. Nie tylko samych turbin czy stacji transformatorowych, ale kwestia zamówień publicznych – aby spółki skarbu państwa nie miały gorsetu w postaci ustawy, gdzie najważniejszym czynnikiem jest tylko cena, a nie to skąd dany towar czy usługa pochodzi.
Bezpieczeństwa jest szalenie ważne, ale i wielowymiarowe. Słusznie zwracasz uwagę na zamówienia, bo bardzo ważne jest to z których krajów mamy dostawców komponentów. Czy mamy do nich zaufanie, czy też nie? Czy to są kraje które są sojusznikami czy też są neutralne z opcją taką, że ewentualnie w jakiejś sytuacji po zmianie geopolitycznej coś się tutaj może zmienić. Ważne by stworzyć warunki dla spółek, by nie trzymać się sztywno reguł prosto rozumianej konkurencyjności cenowej, a wybierać krytyczne elementy na przykład tylko i wyłącznie firmy z krajów należących do OECD, UE czy Paktu Północnoatlantyckiego, bo te kraje stanowią dla ciebie gwarancje bezpieczeństwa.
Wydaje się, że my w Europie, niestety gramy w inną grę niż państwa pozaeuropejskie, otwartą i uczciwą gdzie wszyscy grają fair i działają na otwartym i konkurencyjnym rynku (chociaż nawet tutaj istnieją bariery narodowe) a niektóre państwa spoza Unii Europejskiej działają na zasadzie - jak zrobić żeby wygrać, na różne sposoby dofinansowują swoje rozwiązania. Musimy zrozumieć w Europie, że nadszedł czas aby zmienić swoje zasady. Równocześnie potrzebna jest elastyczność. Pierwsze kontraktowania w Baltic Power robiliśmy w czasie boomu w którym trzeba było konkurować o dostawców.
Konkurować o dostawców?
Tak, trzeba było ich przekonać, że nie tylko mamy wiarygodny projekt, ale także przeprowadzamy transparentne postępowanie. Gdybyśmy nie mieli możliwości przyspieszania procesu reagowania na to co się działo na rynku i prowadzenia efektywnego dialogu, to nie byliśmy w stanie zakontraktować tak dobrze projektu jak to zrobiliśmy. I zapewne to jest powód czemu my byliśmy 1,5 roku przed PGE. Koledzy z tej spółki musieli przechodzić przez te czasochłonne procedury. Tymczasem Baltic Power nie podlegało pod ustawę o zamówieniach publicznych, dzięki czemu moglibyśmy być znacznie bardziej elastyczni stosuję jednocześnie bardzo konkurencyjny tryb postępowania i to dało naprawdę dobre efekty zarówno pod względem bezpieczeństwa konkurencyjności międzynarodowej jak i na koniec dnia kosztu projektu.
Jakie masz rekomendacje dla budowy projektów drugiej fazy offshore wind? Co należałoby zmienić żeby ta druga faza była łatwiejsza w realizacji? Z jednej strony sporo świeżo nabytych doświadczeń będzie można wykorzystać, ale warto pamiętać, że kolejne projekty będą realizowane zdecydowanie dalej od lądu, niż dzieje się to teraz. My musimy te wiatraki wybudować bo nasz system elektroenergetyczny będzie czekał na nowe moce, w miejsce wyłączanych elektrowni węglowych.
Mamy naprawdę dobry system wsparcia, który ściąga do nas kapitał i pozwala z dobrej pozycji rozmawiać z dostawcami nawet na trudnym rynku. To jest naprawdę bardzo duża wartość. Wydaje się, że mamy konsensus polityczny i ja to bardzo doceniam, że offshore wind przetrwał kampanię wyborczą i wszyscy rozumieją jakie ma znaczenie. Największym wyzwaniem są koszty tych projektów. Warto zastanowić się co zrobić żeby je ograniczyć, a jednocześnie zbudować silny local content.
Naszym dużym atutem, niedocenianym w Polsce jest skuteczne przeprowadzenie inwestycji w pierwszej fazie. W 2023 roku, kiedy doprowadziliśmy do podjęcia decyzji inwestycyjnej dla Baltic Power oraz zamknęliśmy finansowanie w formule Project Finance w wysokości 4,4 mld EUR Polska była zupełnie nieznanym rynkiem w Europie z perspektywy offshore. Był to więc bardzo silny sygnał, na trudnym w tamtym czasie rynku. Kolejne decyzje o realizacji projektów podjęte pod koniec 2024 roku przez PGE i Orsted, a w tym roku przez Polenergię i Equinor ugruntowały bardzo pozytywne postrzeganie polskiego rynku zarówno wśród inwestorów, wykonawców, jak i instytucji finansowych. To jest kapitał, na którym można i trzeba budować. Dlatego tak ważne jest płynne kontynuowanie rozwoju i realizacja kolejnych projektów.
W przygotowaniu pierwszej fazy ważne były partnerstwa. Teraz warto szerzej spojrzeć na te sojusze firm, po to by zbudować siłę zakupową. Jeżeli mamy pracę na najbliższe 10 lat dla jakiejś stoczni, która będzie budowała na przykład morskie stacje, to można je zakontraktować lepiej albo zoptymalizować procesy pod ten konkretny element. Wydaje mi się, że moglibyśmy spróbować wykorzystać naszą siłę zakupową do sterowania trochę rynkiem i budowę konkurencyjnych cen kosztów. W tym kontekście spowolnienie rozwoju offshore we wspomnianych wcześniej lokalizacjach jest szansą na bardziej elastyczny i konkurencyjny supply chain.
Premier Donald Tusk mówi że potrzebna jest repolonizacja polskiej gospodarki firmy. Krajowe firmy, które są zaangażowane w transformację energetyczną cieszą się z tych słów, bo liczą na to, że transformacje uda się też przeprowadzić polskimi rękoma. Mam tu na myśli zarówno energetykę nuklearną energetykę, wiatrową czy budowę sieci. Czy w przypadku offshore wind mamy szklany sufit, którego nie jesteśmy w stanie przebić?
Nie wiem czy to jest kwestia sufitu, ale dla mnie to jest kwestia czasu i procesu. Kiedy zaczęły się prace nad ustawą o morskich wiatrakach, to mało kto wierzył że offshore w Polsce się wydarzy. Gdy pracowałem w Baltic Power to słyszałem wprost i za moimi plecami, że to się oczywiście nie uda i nic z tego nie będzie, a projekt będzie opóźniony o lata. Takie podejście nie sprzyja podejmowaniu ryzyka i inwestowaniu. Teraz przemysł zaczął się mobilizować i to stwarza nam szansę na to, żeby na kolejnych etapach tego local content było więcej. Tam są oczywiście wyzwania i one mają przynajmniej dwie albo trzy osie. Jedna, to możliwości finansowe polskich przedsiębiorstw. Po to żeby osiągnąć ten 21 proc. poziom local contentu, które ma Baltic Power naprawdę musieliśmy się nagimnastykować, bo offshore względu na swoją skalę i ryzyka wymaga na przykład bardzo wysokich gwarancji. Przy formule Project Finance te gwarancje muszą być uzyskane w banku o wysokim poziomie ratingowym, co dla mniejszych firm graniczy z niemożliwością. Inwestycje w zdolności przemysłowe są kapitałochłonne i ryzykowne, bo zależą od tego czy program offshore będzie kontynuowany w perspektywie kolejnych 10 lat, brak zaufania do systemu to dla wielu firm była duża przeszkoda. Moim zdaniem brakuje pomocy i wsparcia dla przemysłu. Deweloper nie będzie inwestował w stocznie ani w rozwój mocy produkcyjnych. W Polsce mamy instytucje rozwojowe takie jak PFR czy BGK i warto zastanowić się na rozwojem narzędzi, które będą wspierać ten nasz przemysł w procesie inwestycyjnym w udziałach w przetargach nie tylko w Polsce, ale i na świecie.
Jeżeli dla drugiej fazy będą będą tworzone konsorcja, to warto od samego początku określić cele i ambicje w zakresie local content, aby żeby od początku była jasność w co celujemy, jakie zaplecze chcemy stworzyć i wtedy jest szansa, że pociągniemy ten przemysł. Dużym ograniczeniem jest też to, że jeśli robimy w ramach Project Finance projekt, to zwykle instytucje finansujące oczekują dostawców z doświadczeniem. Tak też trzeba wciągnąć tych polskich dostawców do tego elitarnego klubu. Wśród tzw. Tier 1 mamy dzisiaj Telefonikę, a także stocznię Crist, która ma budować trafostacje. W ten sposób trzeba kolejne firmy próbować wyciągać, ale znowu, preferowanie konkretnego dostawcy stoi w jawnej sprzeczności z ustawą o zamówieniach publicznych, więc potrzebujemy tutaj zmian pozwalających na elastyczności. Innym sposobem jest tworzenie konsorcjów pomiędzy krajowymi podmiotami, a dostawcami Tier 1. Tutaj jednak potrzebne sa zdolności finansowe i odwaga, żeby w takim konsorcjum położyć odpowiednio wysokie, solidarne gwarancje.
Nawiasem mówiąc jestem wielkim zwolennikiem realizacji inwestycji w offshore w formie konsorcjów, podobnie jak w pierwszej fazie. I są ku temu przynajmniej trzy ważkie argumenty: pierwszy już wymieniłem i odnosi się on to zwielokrotnienia naszej siły nabywczej dzięki współpracy z partnerami mającymi swój globalny portfel projektów, po drugie zarządzanie ryzykiem: nie możemy zakładać, że wszystkie projekty zostaną zrealizowane lub, że zostaną zrealizowane w zakładanym czasie ze względu na ogrom komplikacji technicznych, prawnych, a nawet geopolitycznych. Dlatego warto dzielić się ryzykiem, być może w zamian uczestnicząc w projektach znajdujących się w innych miejscach Europy. I po trzecie powołanie spółki projektowej w formule joint venture pozwala skupić uwagę zarządzających i wyjąć ich z bieżących zagadnień korporacyjnych, co znakomicie poprawia efektywność pracy.
Przez wiele lat pracowałeś w spółkach skarbu państwa. Co należałoby zmienić, aby w tych podmiotach pracowali naprawdę profesjonaliści, a nie krewni i znajomi królika.
Na szczęście coraz rzadziej słychać już głosy, że rozwiązaniem jest prywatyzacja... Nasze firmy i gospodarka dojrzały, więc warto w wybranych obszarach współpracować, tworzyć joint venture, ale nie sprzedawać. W spółkach skarbu państwa jest mnóstwo fachowców i ludzi, którzy przychodzą tam z takim poczuciem, że to ekscytujące zarządzać dużym projektem być w miejscu, gdzie podejmowane są strategiczne decyzje, że fajnie jest zrobić coś dla Polski. Gdy ja się pojawiłem w energetyce, to miałem ambicje by moje doświadczenie z prywatnego biznesu przenieść do spółek skarbu i mam nadzieję, że to się w jakimś stopniu udało.
Odpowiadając na twoje pytanie, Myślę, że jest to przede wszystkim kwestia kultury i wzajemnego zaufania - docenienia ludzi, którzy dzisiaj tam są, a po drugie oceniania ich za efekty, a nie za to w jakim okresie dziejowym znaleźli się firmie.
Rozmawiał Michał Niewiadomski